Magazyn

Magazyn

Czy izraelska obrona przeciwlotnicza zawiodła? Odpowiedź wcale nie jest oczywista

author

Zespół wPolsce24.tv

Telewizja informacyjno-publicystyczna

  • 2 października 2024
  • Czas: sek

W mediach społecznościowych pojawiły się efektowne nagrania irańskich rakiet eksplodujących w Izraelu. Wiele osób uznało, że to dowód na to, że izraelska tarcza antyrakietowa zawiodła. Czy jednak naprawdę tak było?

Zacznijmy od sprostowania jednej rzeczy. Wiele osób nazywa izraelską tarczę antyrakietową „Żelazną Kopułą”. To jednak nie jest poprawne określenie. Żelazna Kopuła, stworzona przez izraelskie koncerny Rafael i IAI, jest bez wątpienia najsłynniejszym elementem izraelskiej tarczy antyrakietowej. Służy jednak głównie do niszczenia prymitywnych rakiet niekierowanych, dronów, a nawet pocisków artyleryjskich i moździerzowych. Jego zasięg wynosi ok. 70 km, a o ile maksymalna wysokość przechwycenia nie została ujawniona, o tyle wiadomo, że nie jest zbyt wysoka. Innymi słowy broni Izrael przed takimi zagrożeniami, jak wystrzeliwane przez Hamas z Strefy Gazy czy Hezbollah z Libanu rakiety i drony. W ataku pociskami balistycznymi nie miał zbyt wielkiej roli do odegrania.

Ciężar odparcia tego ataku spoczął głównie na najwyższych „piętrach” izraelskiej tarczy antyrakietowej – systemie Strzała. Wiele pocisków balistycznych podczas swojego lotu wylatuje w kosmos, i właśnie tam, na wysokości ponad stu kilometrów nad ziemią, ma je niszczyć Strzała-3. Jej zasięg maksymalny wynosi blisko 2400 kilometrów. System ten może też niszczyć satelity. Kolejnym piętrem jest Strzała-2, która ma ok. 100 km zasięgu i może niszczyć cele na wysokości ok. 50 km. Jeżeli jakiś pocisk się przez nie przedrze, to Izraelczycy mają jeszcze Procę Dawida. System ten ma do 300 km zasięgu i, oprócz dronów, pocisków manewrujących czy samolotów, zaprojektowano go z myślą o zwalczaniu taktycznych pocisków balistycznych krótkiego zasięgu, takich jak np. rosyjskie Iskandery.

Nie zawsze warto strzelać

Jak to się jednak stało, że irańskie rakiety przedarły się przez te światowej klasy systemy i uderzyły w Izrael? Odpowiedź jest prosta – pozwolono im na to. Liczba tzw. efektorów – w tym wypadku pocisków przeciwlotniczych – jest bowiem mocno ograniczona, podobnie jak liczba samych systemów przeciwlotniczych. Przy tak masowym ataku zestrzelenie wszystkich rakiet jest z tego powodu fizycznie niemożliwe.

Na szczęście w wypadku rakiet balistycznych nie jest to konieczne. Pocisk manewrujący, jak sama nazwa wskazuje, manewruje. Nowoczesne pociski tego typu potrafią nawet robić uniki, albo lecieć fałszywym kursem, by zmylić obronę przeciwlotniczą i w ostatniej chwili skręcić w stronę celu. Przewidzenie gdzie uderzą jest niemożliwe, więc by się przed nimi uchronić, konieczne jest zestrzelenie wszystkich. W wypadku pocisków balistycznych sytuacja wygląda inaczej. Ich silniki pracują przez krótki czas. Potem taki pocisk leci po tzw. krzywej balistycznej. Można dzięki temu przewidzieć z dużą dokładnością, gdzie uderzy. Jeśli operatorzy, lub sam system przewidzi, że uderzy np. w puste pole, to nikt nie będzie marnował na niego efektora.

Czy więc izraelska obrona przeciwlotnicza zawiodła? Jedyną prawdziwą odpowiedzią na to pytanie jest: tego nie wiemy. Iran twierdzi, że 80% wystrzelonych rakiet trafiło w cel, ale taki wynik można włożyć między bajki – tym bardziej, że USA ostrzegły Izrael na kilka godzin przed atakiem, dając mu czas na przygotowanie się. Sam Izrael twierdzi, że niemal wszystkie pociski zostały przechwycone, a zniszczenia były minimalne. Nie mając wiarygodnych informacji o tym, jak było naprawdę, nie da się ocenić, czy tarcza antyrakietowa zawiodła – czy też zadziałała dokładnie tak, jak miała zadziałać.

PAP/EPA/ABIR SULTAN

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych

Najczęściej oglądane

Quantcast