Magazyn

Magazyn

Wielki powrót JD Vance'a. Na debacie wiceprezydenckiej pokazał, że Trump dokonał słusznego wyboru

author

Zespół wPolsce24.tv

Telewizja informacyjno-publicystyczna

  • 2 października 2024
  • Czas: sek

W USA odbyła się debata między kandydatami na wiceprezydentów. Była zaskakująco merytoryczna, a JD Vance, po mocno rozczarowującej dotychczasowej kampanii, pokazał na niej, że jest politykiem, z którym powinno się liczyć.

W tym sezonie wyborczym odbyły się tylko dwie debaty prezydenckie. W pierwszej Joe Bidenowi poszło tak źle, że wkrótce po niej wycofał się z wyborów. W drugiej nie było wprawdzie knock-outu Trumpa, ale były prezydent wyraźnie dał się wyprowadzić z równowagi Kamali Harris. Trzeciej debaty raczej już nie będzie, więc debata wiceprezydencka – zwykle uznawana za mało znaczący epizod kampanii wyborczej – wzbudziła ogromne zainteresowanie.

Zaskakująco cywilizowana

W przeszłości debaty wiceprezydenckie miały swoją konkretną rolę. Kandydaci na prezydentów lubili się prezentować jako mężowie stanu, więc debaty między nimi były spokojne, z mocno ograniczoną liczbą ataków osobistych na rywala. Kandydaci na wiceprezydenta mogli sobie pozwolić na więcej, więc ich debaty były dużo ostrzejsze. W ostatnich latach ta zasada poszła jednak na śmietnik, a coraz częściej debaty prezydenckie przypominają barową kłótnię. Dla kontrastu, na co zwracają uwagę wszystkie amerykańskie media, debata między Vance’m i Walzem była zaskakująco spokojna i merytoryczna.

Dla obu kandydatów była też bardzo ważna, nie tylko pod kątem wyborów, ale także ich przyszłych karier politycznych. Walz dotychczas był gubernatorem niezbyt wielkiego i niezbyt ważnego stanu, jakim jest Minnesota. Zanim Harris ogłosiła, że będzie jej kandydatem, większość Amerykanów nie miała pojęcia o jego istnieniu. Transmitowana przez większość amerykańskich telewizji debata była dla niego idealną okazją, by zaprezentować się wyborcom i pokazać im, kim jest.

Vance jednak nie jest dziwny

Vance, jako słynny pisarz i senator, był oczywiście dużo bardziej rozpoznawalny. Miał jednak inny problem. Jego dotychczasowa kampania była dość bogata we wpadki. Przypomniano mu na przykład komentarz z wywiadu, którego udzielił w 2021 roku, w którym stwierdził, że USA rządzą Demokraci, oligarchowie i bezdzietne kociary. Z uporem godnym lepszej sprawy powtarzał też, że w miasteczku Springfield imigranci z Haiti jedzą psy i koty. Nawet wizyta w piekarni w Georgii zagościła na czołówkach amerykańskich mediów, bo rozmowa z jej pracownikami była wyjątkowo niezręczna. Walz, machina propagandowa Demokratów i sympatyzujące z nimi media, próbowały przedstawić Vance’a jako „dziwnego” człowieka, i w dużym stopniu im się to udało. Nawet niektórzy Republikanie zaczęli uważać, że Trump popełnił błąd powierzając mu kandydaturę.

Ta debata pokazała jednak, że Vance potrafi coś, czego nie potrafi Donald Trump – atakować Kamalę Harris. Nie znaczy to oczywiście, że Trump tego nie robi. Atakuje ją na niemal każdym wiecu i w każdym wywiadzie. Robi to jednak w dość nieudolny sposób. Na przykład podczas debaty, zamiast zwracać uwagę na jej najsłabszy punkt – jej rolę w kryzysie imigracyjnym – dał się wciągnąć w kłótnię o rozmiarach tłumów na wiecach. Vance z drugiej strony był bardzo opanowany i z chłodną precyzją punktował jej słabe strony, od imigracji, przez pogrążoną w kryzysie gospodarkę, po słabnącą pozycję międzynarodową USA. Nie powinno to skądinąd dziwić. Mowa w końcu o człowieku, który zdobył doktorat z prawa na prestiżowej Yale Law School i pracował – fakt, że krótko – jako prawnik. W tym zawodzie umiejętność debatowania i atakowania dyskutantów to podstawa.

Jeśli popatrzeć na to chłodnym okiem, to wiele ataków Vance’a nie miała podstaw. Harris jako wiceprezydent nie miała bowiem zbyt wielkiego wpływu na to, co dzieje się w USA. Już John Adams, pierwszy wiceprezydent w historii USA, twierdził, że to „najmniej znaczący urząd, jaki kiedykolwiek wymyśliła ludzkość”. Tymczasem jeśli wierzyć Vance’owi, całe zło z ostatnich czterech lat to wina Harris, a Biden nie miał na nic wpływu. To oczywiście nie znaczy, że nie była to skuteczna taktyka. Wyborcy zapamiętają bowiem to, że Harris mogła im pomóc, np. z rosnącymi cenami życia, mogła zrealizować już dawno to, co teraz obiecuje podczas kampanii, ale tego nie zrobiła. Walz zupełnie nie potrafił odpowiedzieć na te ataki, a sami Demokraci przyznają, że był zbyt mało agresywny. Popularny w USA stereotyp głosi, że ludzie z Minnesoty są wyjątkowo mili, i nawet przewodniczący Partii Demokratycznej Jaimie Harrison zauważył, że Walz nieco z tym przesadził.

Chłopak z prowincji

Vance potrafił też wykorzystać swój kolejny mocny punkt – pochodzenie. Jego biografia jest dosyć znana – napisał w końcu bestselerową autobiografię, którą zekranizował Netflix – ale przypomniał ją już przy okazji pierwszego pytania, które nb. dotyczyło czegoś zupełnie innego, ataku Iranu na Izrael. Przypomniał, że nie jest, jak mawiają Amerykanie, urodzonym ze srebrną łyżką w ręku, a jest zwykłym chłopakiem z głębokiej prowincji, który wychował się w skrajnie biednej, rozbitej rodzinie, z uzależnioną od narkotyków matką i całą plejadą jej kolejnych kochanków. Przypomniał, że służył w wojsku i był w Iraku, że dzięki tej służbie udało mu się zdobyć wykształcenie, a dzięki ciężkiej pracy zdobył majątek, sławę i pozycję. Co więcej, przypomniał, że każdy może to powtórzyć, jeśli tylko lokator Białego Domu nie będzie mu w tym przeszkadzał. Historia Walza nie jest dramatycznie inna. On też pochodzi z małej wioski na prowincji, też doświadczył w dzieciństwie biedy, i też wyszedł z niej ciężką pracą. Ale jeśli ktoś nie wiedział tego wcześniej, to nie dowiedział się o tym oglądając debatę.

W obronie Trumpa

Vance w trakcie tej debaty zajął się także dwoma kwestiami, które mocno ciążą na kandydaturze Trumpa. Jednym z nich jest jego podejście do polityki zagranicznej. Trump lubi się przedstawiać jako dyplomata, jako człowiek, który potrafi dogadać się z każdym. Niestety łatwo to wykorzystać przeciwko niemu. Najlepszym przykładem jest Ukraina. Trump nigdy nie powiedział, że chce zmusić Kijów do ustępstw na rzecz Rosji, ale jego słowa, że zakończy tę wojnę w jeden dzień, sprawiły, że wiele osób jest o tym przekonana. Vance zwrócił uwagę na co innego – na to, że Trump jest pierwszym prezydentem od dawna, podczas rządów którego nie wybuchł żaden poważny konflikt. Zauważył, że działo się tak, bowiem inne państwa bały się USA i wiedziały, że jeśli zrobią coś złego, to Waszyngton wyciągnie wobec nich konsekwencje i szybko przywróci porządek.

Vance odniósł się także do oskarżeń, że Donald Trump chciał obalić wyniki wyborów, a zamieszki na Kapitolu były przez niego inspirowane. Powiedział, że w USA demokracja faktycznie jest zagrożona, ale nie przez Trumpa, który pokojowo oddał władzę w 2020, a przez groźbę cenzury, wielkie koncerny technologiczne uciszające obywateli, czy skrajną polaryzację, przez którą z powodu różnic politycznych rozpadają się wieloletnie przyjaźnie. Kiedy Walz próbował wrócić do zamieszek na Kapitolu, Vance zauważył, że Demokraci też podważają wyniki wszystkich wyborów, które przegrali – jak np. Clinton, która twierdziła, że Trump wygrał dzięki pomocy Rosji. Dodał, że popiera pokojowe przekazywanie władzy, ale nie zgadza się, że tylko jego partia ma z tym problem.

Vance niewątpliwie poradził sobie świetnie podczas tej debaty. Na pewno nie zaszkodzi mu to w przyszłości – ale pytaniem pozostaje, czy będzie to miało jakiś wpływ na wynik wyborów. Wydaje się, że nawet jeśli jakiś wpływ będzie, to będzie on niewielki. Takie debaty to w dużym stopniu show, a z tej perspektywy debata między Vance’m i Walzem była po prostu nudna. Dwóch polityków spotkało się w studiu i, z szacunkiem do siebie i w elokwentny sposób, rozmawiało o polityce. Nie było praktycznie żadnych wpadek, nie było żadnych wyzwisk, nie było Bidena, który nie umie wybełkotać odpowiedzi na proste pytanie ani Trumpa, który unosi się, bo zarzucono mu nudne wiece. Nie było nawet muchy, która usiadłaby któremuś kandydatowi na głowie, jak przydarzyło się to Mike’owi Pence’owi w 2020 roku. Nie było żadnego fragmentu, który można by zmienić w viral. Bardziej prawdopodobne jest to, że gdy jutro ta debata zniknie z czołówek gazet i głównych wydań wiadomości, Amerykanie szybko o niej zapomną.

Zdjęcie: PAP/EPA/SARAH YENESEL

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych

Najczęściej oglądane

Quantcast