Specjalny wysłannik telewizji wPolsce24 Jakub Maciejewski jest w Kłodzku, przez które przeszła fala powodziowa. Skala zniszczeń jest ogromna, a mieszkańcy boją się, że wkrótce nadejdzie kolejna woda z Czech.

 - Jestem w Kłodzku, ale mam wrażenie jakbym nie wrócił z Ukrainy. Nurt wody był tak silny, że cały chodnik i kanalizację nurt wybił z ziemi i rozsadził po całym starym mieście. Jak patrzę po ścianach, po murach, na których zaznaczony jest poziom wody, to widać, że w niektórych miejscach, woda osiągała nawet poziom siedmiu metrów powyżej tego, jaka była w głównym nurcie - relacjonuje Maciejewski.

W kamerze naszego korespondenta widzimy ogromne zniszczenia starego zabytkowego centrum Kłodzka. Zerwany bruk, sklepy z powybijanymi szybami, połamane drzewa.

Nasz reporter zauważa, że skala tego, co zaszło w ciągu ostatnich kilku dni jest zbliżona do powodzi z 1997 roku. A mogło być jeszcze gorzej. Na szczęście poprzedni rząd zdecydował się wybudować zbiorniki retencyjne.

 - Poziom wody był tylko niewiele niższy niż w 1997 roku i gdyby nie zbiorniki retencyjne wybudowane w ostatnich latach m.in wielki zbiornik retencyjny w Szalejowie niedaleko Kłodzka, który pomieścił 10 milionów metrów sześciennych wody, to tutaj poziom powodzi przebiłby rok 1997. Warto to podkreślić, bo obecnie pomysły władzy mówią o ekologicznym wstrzymaniu się od regulowania rzeki czy inwestowania w zbiorniki retencyjne w tych rejonach. A trzeba robić zupełnie odwrotnie, trzeba je rozbudować. - dodaje Jakub Maciejewski.

Nasz korespondent zauważa, że istnieje obawa, co do drugiej fali, czy nie będzie dodatkowych opadów deszczów, czy z Czech nie przyjdzie kolejna fala wody.

wPolsce24, pf/ fot. wPolsce24.pl