Upokarzanie minister trwa w najlepsze. Zaczął Tusk, kontynuują dziennikarze TVN

Zaczęło się od wezwania szefowej resortu funduszy i polityki regionalnej z urlopu, tuż po wybuchu afery związanej z rozdysponowaniem środków z KPO. Nie będziemy wnikać, czy Pełczyńska-Nałęcz odpowiada za to personalnie, ale faktem jest, że swoim nazwiskiem sygnowała (świadomie bądź nie) decyzje swoich podwładnych.
Tusk nie tylko kazał jej przerwać urlop, to jeszcze z rządowych kręgów miał pójść kontrolowany przeciek do mediów o okolicznościach tego powrotu. Pojawiły się informacje o limuzynie czekającej na pasie startowym, skorzystanie z VIP-owskiego salonu na warszawskim lotnisku, czy w końcu o rzekomej próba kupienia biletów powrotnych za rządowe pieniądze.
Następnie Tusk ostentacyjnie upokorzył swoją minister na posiedzeniu rządu, kierując na nią całą uwagę mediów, ale Pełczyńska-Nałęcz nie dała się zbić z tropu i odpowiedziała mu podobną złośliwością. W kuluarach wciąż słychać głosy, że wzajemne relacje obu stron, są, delikatnie mówiąc, szorstkie. Widać to na spotkaniach gabinetu, widać na konferencjach prasowych.
Nie inaczej było na ostatnim posiedzeniu rządu, gdzie między Tuskiem a Pełczyńską-Nałęcz miało dojść do kolejnej scysji.
Niestety jej przebieg znamy z relacji dziennikarzy TVN Arlety Zalewskiej i Konrada Piaseckiego, którzy mieli na ten temat rozmawiać z innymi ministrami. Problem w tym, że przedstawienie tego faktu na antenie telewizji z Wiertniczej budzi wątpliwości, co do rzetelności, ponieważ prowadzący nie specjalnie kryli się ze swoimi sympatiami.
- Katarzyna Pełczyńska- Nałęcz miała wypełnić wolę Donalda Tuska, ale jak widać, z tym wypełnianiem woli nie jest najlepiej - mówił w programie "Podsact Polityczny" Konrad Piasecki, nie szczędząc przy okazji ciepłych słów pod adresem samego premiera. - I choć trudno w to uwierzyć. Kiedy te punkty pojawiły się na posiedzeniu rządu, ministra nie była co do tego przygotowana. Jeden z ministrów był wręcz w szoku - wtórowała mu Zalewska.
Według Zalewskiej i jej informatorów, awantura na rządzie miała trwać 40 minut i skończyła się wykreśleniem nazwiska minister ze składu konferencji, która obyła się po posiedzeniu gabinetu.
Inaczej jednak tę sprawę widzi sama zainteresowana, która odniosła się do niej na Twitterze.
- To jest wielka przykrość że Rada Ministrów cieknie jak sito, wbrew zasadzie, że posiedzenia Rady są niejawne(...) Byłam w tej sprawie w pełni przygotowana na Radzie Ministrów. Liczę na to, że jeszcze w tym tygodniu te dwie zmiany zostaną przesłane, a rewizja przyjęta przez Radę Ministrów. Takie są fakty. A przebieg obrad? Ode mnie o nim nie usłyszycie, bo poważnie traktuję zobowiązania prawne poufności obrad RM. - napisała Pełczyńska-Nałęcz.
źr. wPolsce24 za TVN24