Straż Graniczna rozłożona przez salmonellę. Prokuratura do roboty!

Czy można sobie wyobrazić bardziej gorzki symbol stanu naszych służb? Elitarna formacja, która ma chronić granice Rzeczypospolitej, nie była w stanie obronić się przed własnym obiadem?
A przecież Centrum w Kętrzynie to nie byle co – jedno z trzech miejsc w kraju, gdzie formuje się kadry Straży Granicznej. W tle tej sprawy jest coś więcej niż niedogotowane mięso czy niedomyta sałata – w tle jest fatalna organizacja, być może przestępstwo i pytania o jakość nadzoru nad kluczową służbą państwową.
Sanepid bada próbki, MSWiA powołuje zespół kryzysowy, policja sprawdza, czy ktoś nie popełnił przestępstwa z art. 160 k.k. (Kto naraża człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.) Słusznie. Ale może warto jeszcze zapytać: dlaczego dopiero po tym, jak niemal setka ludzi z objawami zatruć zaczęła trafiać do szpitala?
Gdyby to była sytuacja kryzysowa na granicy, ci sami funkcjonariusze mieliby ruszyć do działania. Tylko że zamiast broni, trzymaliby się za brzuchy. I czekali w kolejce do łazienki.
Może czas skończyć z legendą o sile służb i zacząć naprawdę inwestować w ich zaplecze – zaczynając od kuchni. Bo dziś wygląda na to, że przeciwnikiem, który najskuteczniej spenetrował struktury Straży Granicznej, była salmonella. I nawet nie musiała rozcinać bariery na granicy z Białorusią.
żr. wPolsce24