Lech Wałęsa żali się, że musi się dzielić pieniędzmi

„Ponad 200 tys. zł? To dla kościelnego!”
W jednym z wywiadów Wałęsa przyznał, że podczas pobytu w USA zarobił „więcej niż 200 tys. zł”, ale nie chciał podać konkretnej sumy, bo „to tajemnica handlowa”. Zdaniem tabloidów i portali oznacza to stawki rzędu dziesiątek tysięcy dolarów za wykład, jak to kiedyś sam wspominał: od 10 000 do nawet 100 000 dolarów za jedno wystąpienie.
– Za tyle dni pracy w Stanach?! I to takiej ciężkiej! – ubolewał sam były prezydent.
Dla niego to mało? Pamiętajmy, że słowa te padają z ust człowieka, który kilka lat wcześniej publicznie mówił, że… jest bankrutem.
Emerytura 13 tys. brutto, a rodzina „na garnuszku”?
Z oficjalnych danych wynika, że jako były prezydent otrzymuje około 13 000 zł brutto miesięcznie z tytułu emerytury prezydenckiej – co daje ok. 11 000 zł „na rękę”.
I choć kwota nie jest symboliczna, to udało mu się wygrać narrację: „Za tę pensję muszę jeździć po świecie i dorabiać".
Poza tym wiecznie utyskuje, że: dzieci, wnuki, rodzinne oczekiwania, to dla niego „studnia bez dna”.
Tak było i po powrocie ze Stanów Zjednoczonych. W rozmowie z "Faktem" powiedział, o tym otwarcie:
- Ile zarobiłem? Przy takiej dużej rodzinie to nic mi nie zostało! Z wszystkimi muszę się teraz podzielić - narzekał.
Można powiedzieć: bohater transformacji stał się kimś w rodzaju misia z Krupówek. Niby postać ikoniczna, ale jednak groteskowa, która tylko wyciąga rękę po pieniądze, za cyknięcie sobie z nim fotki. I wiecznie mu mało.
źr. wPolsce24 za "Fakt", PolsatNews.pl, Business Insider










