Skąd wziąć pieniądze na zbrojenia? To proste, trzeba podwyższyć podatki...

Minister gospodarki Eric Lombard zasugerował, że finansowanie rozbudowy armii może wymagać dodatkowego opodatkowania tych, którzy „posiadają znaczne oszczędności”. Co więcej, rząd planuje także zachęcić prywatnych inwestorów do zakładania funduszy wspierających przemysł obronny. Co może pójść nie tak?
Oczywiście, na wszelki wypadek Lombard uspokaja: firmy nie muszą się martwić, podatki dla korporacji nie wzrosną. Za to Francuzi z bardziej zasobnymi portfelami mogą spodziewać się nowego „sprawiedliwego” podziału wydatków. Cóż, historia pokazuje, jak chętnie bogaci godzą się na dodatkowe daniny. Zapewne już ustawiają się w kolejce, by oddać swoje pieniądze na czołgi i rakiety.
Tymczasem prezydent Emmanuel Macron uważa, że obecne 3 proc. PKB na obronność to za mało, zwłaszcza w obliczu wyzwań geopolitycznych i rzekomo malejącego zaangażowania USA w bezpieczeństwo Europy. Szkoda tylko, że budżet Francji na 2025 rok to mieszanka 53 miliardów euro cięć i podwyżek podatków. Ale nie martwmy się, wydatki socjalne podobno pozostaną nietknięte. Oczywiście, dopóki nie przyjdzie kolejna konieczność „dzielenia wysiłku” między obywateli.
A jeśli bogaci jednak nie będą aż tak entuzjastyczni wobec nowych podatków? Cóż, zawsze można liczyć na Unię Europejską. Ursula von der Leyen zaproponowała właśnie nowy fundusz wojskowy, który pozwoli krajom UE pożyczyć do 150 miliardów euro na zbrojenia. Kredyty na wojnę? Czemu nie!
Podsumowując: Francja zamierza wydawać miliardy na obronność, nie mając na to środków, licząc na dobrą wolę bogatych, unijne pożyczki i cud gospodarczy. Jeśli to nie brzmi jak genialny plan, to nie wiem, co nim jest.
Bartosz Życiński