Rząd już chce ogłaszać przetarg na zagraniczne szybkie pociągi. Tymczasem nie ma nawet kilometra torów dla nich!

Dziś w Polsce nie istnieje ani jeden kilometr torów przystosowanych do jazdy z prędkością 320 km/h. Co więcej, nawet w najbardziej optymistycznych harmonogramach infrastruktura taka pojawi się dopiero za wiele lat, a jej zasięg - według planów rządu Donalda Tuska - ma być ograniczony do słynnego „Y”, czyli połączenia Warszawy, Łodzi, Poznania i Wrocławia.
Trudno więc mówić o budowie sieci KDP, skoro realnie chodzi o jedną linię obsługującą zaledwie cztery aglomeracje.
Reszta kraju pozostanie poza systemem, choć poprzednia koncepcja rozwoju, opracowana przez rząd Zjednoczonej Prawicy, zakładała coś zupełnie innego — dostęp każdego dużego miasta w Polsce do pociągów jadących 250 km/h, dzięki czemu do centralnego lotniska CPK można byłoby dotrzeć z dowolnego punktu kraju w maksymalnie dwie godziny.
To cios w polskich przemysł
Dzisiejsza zapowiedź rządu to odwrót od tamtej wizji i — jak wskazuje coraz więcej ekspertów — poważny cios w polski przemysł. W naszym kraju nie istnieje technologia pozwalająca budować pociągi jadące 320 km/h. Takie składy produkują m.in. Siemens, Hitachi czy Alstom. Jeśli więc przetarg pójdzie zgodnie z planem, miliardy złotych automatycznie powędrują za granicę.
Tymczasem polskie firmy, takie jak Pesa, FPS czy Newag, są w stanie w pełni zaprojektować i produkować pociągi do 250 km/h — dokładnie takie, jakie odpowiadałyby realnym potrzebom infrastrukturalnym Polski.
Na ten paradoks zwrócił uwagę Adam Czarnecki, przewodniczący Rady Koordynacyjnej Stowarzyszenia TakDlaCPK, który przypomniał, że wszystkie przetargi dotyczące budowy samego CPK są opóźnione nawet o rok. Jedynym, który ministerstwo przyspiesza, jest właśnie zakup ogromnie drogiego, zagranicznego taboru.
Organizacja apeluje o wstrzymanie przetargu i uruchomienie programu stworzenia polskiego pociągu dla prędkości do 250 km/h, co byłoby nie tylko zgodne z interesem gospodarczym państwa, ale też umożliwiłoby rozwój krajowych firm, powstanie nowych miejsc pracy i stworzenie marki technologicznej „Made in Poland”. Podkreślają również, że różnica w czasie przejazdu między 250 a 320 km/h na polskich dystansach jest niewielka, natomiast różnica w kosztach zakupu i utrzymania — ogromna.
Pociągi szybciej niż tory dla nich
Największy paradoks polega na tym, że rząd chce kupić superszybkie pociągi szybciej, niż powstaną tory, które pozwoliłyby im rozwinąć choćby 75 proc. deklarowanej prędkości. To oznacza, że jeszcze przez długie lata składy za miliardy złotych będą jeździły nie szybciej niż dzisiejsze Pendolino.
Z tej historii każdy może wysnuć własny wniosek. Jedni będą widzieć ambicję, inni fanfaronadę. Ale trudno oprzeć się wrażeniu, że jeśli modernizację polskiej kolei zaczyna się od kupowania najszybszych pociągów w Europie, zanim zbuduje się dla nich choćby kilometr torów, to coś w tej strategii stoi na głowie. A polska branża kolejowa, zamiast rozwijać się na fali inwestycji, ma po raz kolejny patrzeć, jak miliardy publicznych pieniędzy wyjeżdżają z kraju — tyle że na kołach o prędkości 320 km/h.
Chcesz pociągów od polskich producentów - podpisz petycję!
Stowarzyszenie TakDlaCPK, które od miesięcy apeluje o oparcie programu KDP na polskich technologiach, uruchomiło specjalną petycję społeczną pod hasłem „Polska kolej potrzebuje polskiego taboru KDP!”.
Dokument można podpisać online, a jego autorzy mają nadzieję, że głos obywateli może powstrzymać pochopną decyzję o zakupie zagranicznych składów rozwijających 320 km/h i zmusić rząd do rozpoczęcia programu budowy własnych pociągów dużych prędkości. Link do petycji znajduje się tutaj:
https://www.petycjeonline.com/petycja_w_sprawie_stworzenia_polskiego_taboru_kdp#a
źr. wPolsce24 za X











