Zmieniał nazwiska, zawody, a nawet płeć. Wciąż poluje na nowe ofiary. Historia polskiego oszusta jak z hollywoodzkiego filmu

To historia jak z hollywoodzkiego filmu. Andrzej D. to były policjant wydziału przestępczości gospodarczej Komendy Miejskiej Policji we Wrocławiu. W 2006 r., po odejściu ze służby, zmienił sądownie płeć i stał się Joanną P. Dostał nowy numer PESEL i nowy dowód osobisty. Poprzedni powinien zdać, ale tego nie zrobił – tłumaczył się, że go zgubił.
Chciał "pomóc" ofiarom Amber Gold
Joanna P. założyła biuro prawne. Wkrótce potem jedna z jej pracownic złożyła zawiadomienie do prokuratury, że jej szef/szefowa nie odprowadza składek ZUS od jej pensji. Sprawa trwała długo, bo Joanna unikała kontroli z Państwowej Inspekcji Pracy, ale jesienią 2010 r. została za to skazana na karę grzywny. W tym samym roku zaczęła się kolejna sprawa – została oskarżona przez swojego klienta, że oszukała go na 7 tys.
W międzyczasie Andrzej D. - który w świetle polskiego prawa już nie istniał – założył w Londynie kancelarię prawną. Zrobił to, choć sam skończył tylko technikum, a prawo znał tylko dzięki pracy w policji. Kancelaria mieściła się pod wirtualnym adresem. Zarejestrował się także jako lobbysta w Sejmie i MSW. Jak zauważa portal trojmiasto.pl, lobbował m.in. za wykreśleniem z Kodeksu Karnego art. 219 – to właśnie z niego Joanna została skazana za nieodprowadzanie składek.
W 2012 roku okazało się, że Amber Gold to piramida finansowa. Jego kancelaria postanowiła na tym zarobić. Zapowiedziała pozew zbiorowy, do którego mógł dołączyć każdy. Nie wiadomo, ile osób dało się skusić tę ofertą i wpłaciło mu zaliczki, bo mało kto był skłonny przyznać, że dał się oszukać po raz drugi. Kancelaria faktycznie wytaczała sprawy związane z Amber Gold, a to, że wszystkie przegrała, nie było przestępstwem – bycie złym prawnikiem nie jest niestety karalne.
Znów został mężczyzną
W 2013 roku Joanna P. przestała – przynajmniej oficjalnie – istnieć. Oszust ponownie zmienił sądownie płeć i znów został Andrzejem D. Tym razem do nazwiska dodał długi człon, który pożyczył od marki luksusowych zegarków. Andrzej D.-C. zajął się prowadzeniem różnych fundacji i dostał nawet medal za pomoc dzieciom. W tym samym czasie przy każdej możliwej okazji robił sobie zdjęcia ze znanymi politykami i publikował je w mediach społecznościowych. Ich przynależność polityczna nie miała dla niego większego znaczenia. Miał zdjęcie z prezydentem Komorowskim, ale też powoływał się na rzekomą znajomość z premierem Morawieckim.
Andrzej D.-C. W pewnym momencie został zarządcą hotelu Pałac Tarnowskich w Ostrowcu Świętokrzyskim. W tej pracy nie wypłacał pracownikom wynagrodzeń, nie rejestrował umów i nie odprowadzał ubezpieczenia zdrowotnego i społecznego. Pieniędzy – ok. 137 tys. zł – nie zapłacił także Irenie Tarnowskiej, od której dzierżawił ten hotel. Sprawa trafiła do sądu, a ten za oszustwa i łamanie praw pracowniczych skazał go na karę 2 lat i 4 miesięcy więzienia. Wyrok zapadł in absentia, bo oszust zniknął w trakcie procesu, a we wrześniu 2023 roku wydano za nim list gończy.
Wpadł, bo kocha piłkę nożną
Ostatecznie zgubiła go miłość do sportu. Jak informuje Trójmiasto, jako Joanna P. zgłosił/a się do Mateusza Bieszke, prezesa Checzy Gdynia. Powiedział/a mu, że jest bramkarką z doświadczeniem w wyższych ligach. Dodatkowo zaoferowała, że pomoże mu w administracji i, pro bono, obejmie funkcję kierownika drużyny. Nie chciał/a też pieniędzy, a sam prezes przyznał mediom, że w kobiecej piłce nożnej ich i tak nie ma. Jego klub boryka się ze sporym niedofinansowaniem, więc przyjął jej/jego ofertę.
Joanna pomagała w klubie i trenowała jako trzecia bramkarka. Nikt nie domyślił się, że jest mężczyzną – wszyscy myśleli, że po prostu natura poskąpiła jej urody. W końcu jednak prezes Bieszke zwrócił uwagę na nieścisłości w jej opowieściach. Nowa bramkarka raz mówiła, że jest prawnikiem, raz, że finansistą. Zaniepokojony tym, zaczął szukać w internecie. Znalazł dwa profile na Facebooku, prowadzone równolegle. Jeden należał do kobiety, drugi do mężczyzny, Zdjęcia na obu przedstawiały jednak tę samą osobę – jego nową zawodniczkę.
Szukając dalej, prezes dotarł do starych materiałów prasowych o jej oszustwach. Dowiedziawszy się, że jest poszukiwana listem gończym, powiadomił policję. Oszust został aresztowany. Zrobiło się o nim bardzo głośno, o tej kuriozalnej sprawie donosiły wszystkie media w Polsce. Jak zauważa Trójmiasto, ostatecznie trafił do męskiego więzienia.
Znów szuka naiwnych
Oszust miał siedzieć w więzieniu do 15 stycznia 2026 roku, ale przekonał sąd, by zgodził się na przerwę w odbywaniu kary z powodu zaostrzających się objawów choroby, o której sąd wiedział już, gdy wydawał wyrok. Podczas tej przerwy wrócił do Trójmiasta. Prezes Bieszke spotkał go na trybunie VIP meczu, który reprezentacja Polski grała w Gdańsku, a reporter Trójmiasta zauważył go, gdy grał w piłkę nożną – na pozycji bramkarza – w meczu towarzyskim rozgrywanym na jednym z gdańskich boisk.
Reporterzy TVP Info ustalili także, że wrócił do dawnych nawyków. Założył kolejną „kancelarię”, tym razem podając jako jej adres siedzibę Checzy Gdynia, i zaczął reklamować swoje usługi w internecie. Tym razem zbiera chętnych na pozew zbiorowy wobec Cinkciarz.pl. To był niegdyś największy internetowy kantor w Polsce, ale w marcu tego roku złożył wniosek o upadłość. Tysiące jego klientów zostało dotkniętych zamrożeniem kont przez prokuraturę i muszą teraz walczyć o odzyskanie swoich pieniędzy.
Dziennikarze Raportu Specjalnego postanowili się z nim umówić, udając potencjalnych klientów. Czy też raczej z nią, bo na spotkanie miała przyjść Joanna. W ostatniej chwili odwołała jednak swój przyjazd, a zamiast niej na spotkaniu pojawił się Andrzej. Powiedział im, że był naczelnikiem wydziału, w którym pracowała, ale jest też adwokatem i może ich reprezentować w tej sprawie. Wycenił swoje usługi na 1-1,5 tys. złotych.
W tym momencie dziennikarze się ujawnili i powiedzieli mu, że wiedzą kim jest. Zapytali go też, dlaczego to robi. „Ponieważ muszę zarabiać na życie” - odparł oszust.
Po demaskacji zaproponował im przejście na ty i przyjacielską rozmowę. Opowiedział im również jeden ze swoich przekrętów, za który został wcześniej skazany. Kupił niemal bezwartościowe obrazy, po czym zaprosił youtuberów, którzy nagrali materiał o tym, że są nawiedzone – a potem sprzedawał je chętnym po 80 tys. zł. Powiedział dziennikarzom, że pomysłodawcy mieli pochodzić ze wschodu, a on musiał oddać im 80% zysków. Jak zauważa Trójmiasto, przed sądem nie badano wątku prania brudnych pieniędzy i przestępczości zorganizowanej, udział w której sugeruje jego wypowiedź.
Oszust wyznał im także, że znowu, już po raz trzeci, zmienia płeć. Procedura już się rozpoczęła. Mam nadzieję, że już pod koniec miesiąca będę kobietą – powiedział.
źr. wPolsce24 za Trojmiasto.pl