Szokujące ustalenia! Brytyjskie służby winne śmierci Polaka

W grudniu 2018 roku Marek W. spowodował śmiertelny wypadek, w którym zginęła 59-letnia kobieta. „The Hunts Post" podaje, że w momencie wypadku Polak kierując ciężarówką, rozmawiał ze swoją żoną przez telefon w trybie głośnomówiącym. Mężczyzna został skazany na osiem miesięcy więzienia i czekała go ekstradycja do Polski.
Marka W. umieszczono w zakładzie karnym HMP Peterborough, a w lutym 2020 roku otrzymał on zawiadomienie o obowiązku deportacji. Kancelaria adwokacka Doughty Street Chambers relacjonuje, że osadzony cieszył się z powrotu do kraju, w którym czekała na niego rodzina.
Marek W. nie wrócił do kraju
Pierwszy lot, którym obywatel Polski miał wrócić do kraju, zaplanowano na koniec marca 2020 roku. Podróż nie doszła do skutku, podobnie jak pięć kolejnych rejsów. Wszystkie zostały odwołane ze względu na pandemie koronawirusa. W kwietniu brytyjski departament ds. wewnętrznych podjął decyzję, że osadzony nadal będzie przebywał w zakładzie karnym. Co więcej, tylko raz poinformowano go o przyczynach odwołania podróży do Polski. W niewiedzy żyła również jego rodzina, której nie powiadomiono, dlaczego Marek W. nadal przebywał w więzieniu.
W maju 2020 roku do zakładu karnego HMP Peterborough wpłynęło pismo od rodziny osadzonego oraz ambasady RP. Jego autorzy uzasadniali swoje obawy o stan zdrowia Marka W. 6 lipca tego samego roku Polak odebrał sobie życie. Leżący w celi kierowca ciężarówki miał głębokie rany na całym ciele. Po czasie ujawniono, że już wtedy doszło do pierwszych uchybień – nastąpiło 14-minutowe opóźnienie procedury podania tlenu podczas próby resuscytacji krążeniowo-oddechowej. Jak podaje kancelaria adwokacka, w tym czasie personel medyczny szukał maski tlenowej.
Szereg nieprawidłowości
9 października 2025 roku zakończyło się śledztwo w sprawie śmierci Marka W. Śledczy ujawnili w nim szereg uchybień ze strony brytyjskich służb. Prawo obowiązujące w Wielkiej Brytanii zakłada, że gdy bliscy osadzonego alarmowali w sprawie stanu jego zdrowia, służby powinny uruchomić procedurę ścisłej ochrony życia więźnia, czego jednak nie zrobiono. Choć służba więzienna zapewniała, że Polak został skierowany do centrum zdrowia psychicznego, w toku śledztwa ustalono, że taka sytuacja nie miała miejsca. Co więcej, kierownik wydziału ds. ekstradycji przyznał, że podczas zatrzymania Marka W. zignorowano informację, że miał on za sobą próby targnięcia się na życie. Kolejnym uchybieniem, które przedstawiono ławie przysięgłych, był fakt, że w kontaktach z obywatelem Polski „rzadko korzystano z usług tłumacza”, chociaż osadzony „słabo mówił po angielsku”.
Kto zawinił?
Zgodnie z orzeczeniem ławy przysięgłych Markowi W. nie udzielono potrzebnego wsparcia, zignorowano apele jego rodziny, odebrano prawo do tłumacza oraz przetrzymywano go dłużej, niż było to konieczne. Kancelaria adwokacka Doughty Street Chambers zauważa, że „po zapoznaniu się ze wszystkimi dowodami, ława przysięgłych kilkakrotnie skrytykowała działania zarówno Departamentu Spraw Wewnętrznych, jak i personelu więziennego i służby zdrowia”.
Według ławy przysięgłych Marek W. zmarł 9 lipca, po odłączeniu od aparatury. Uznano również, że samobójstwo nastąpiło na skutek „nieudolności połączonych władz”.
źr. wPolsce24 za Interia