Pacjent po przeszczepie zmarł na wściekliznę. Zaraził się nią od dawcy nerki

Z tego tekstu dowiesz się:
-
W USA zmarł pacjent 51 dni po przeszczepie nerki — śledztwo wykazało, że zaraził się wścieklizną od dawcy organu.
-
Dawca został wcześniej zadrapany przez skunksa; nie zgłosił tego lekarzom, a pierwsze objawy choroby uznano za skutki chorób współistniejących.
-
Po stwierdzeniu śmierci mózgu jego organy pobrano do transplantacji, nie wykonując testów na wściekliznę, bo nie należą one do standardowych badań dawców w USA.
-
Biorca nerki z Michigan zaczął mieć objawy typowe dla wścieklizny, w tym hydrofobię, i zmarł po niespełna dwóch miesiącach.
-
Trzech innych biorców tkanek (rogówki) otrzymało leczenie zapobiegawcze i nie ma u nich objawów choroby.
-
CDC podkreśla, że transmisja wścieklizny przez przeszczep jest niezwykle rzadka — to dopiero czwarty taki przypadek od 1978 r.
-
Wścieklizna pozostaje jedną z najbardziej śmiertelnych chorób wirusowych; po wystąpieniu objawów niemal zawsze kończy się śmiercią.
Incydent miał miejsce w USA. Seria niefortunnych zdarzeń, która doprowadziła do jego śmierci, rozpoczęła się od ataku skunksa na kota, do którego doszło pod koniec zeszłego roku w stanie Idaho. Jego właściciel stanął w jego obronie i zaczął go kopać, na skutek czego zwierzę straciło przytomność.
Nie zwrócił uwagi na zadrapanie
Centrum Kontroli Chorób (CDC) ujawniło, że w trakcie tego starcia mężczyzna, którego tożsamości nie ujawniono, został zadrapany do krwi w nogę, ale nie zwrócił na to większej uwagi. Jego rodzina zeznała, że nie zauważył nic niezwykłego w zachowaniu tego skunksa. W ciągu następnych kilku tygodni zaczął mieć niepokojące objawy – halucynacje, kłopoty z przełykaniem i chodzeniem czy sztywną szyję.
Ok. pięć tygodni po starciu ze skunksem rodzina znalazła go nieprzytomnego. Trafił do szpitala, gdzie lekarze próbowali go reanimować, ale nie przyniosło to skutku. Po stwierdzeniu śmierci mózgu mężczyzna został odpięty od aparatury podtrzymującej życie. Sekcja wykazała, że przyczyną śmierci był zawał serca. Mężczyzna był dawcą organów, więc je od niego pobrano. Nikt nie wiedział, że przed śmiercią zachorował na wściekliznę. Zawiodły też procedury i brak odpowiedniej kontroli.
Wścieklizna to bardzo groźna wirusowa choroba zakaźna, która powoduje zapalenie mózgu u zwierząt i ludzi. Przenosi się drogą kropelkową, a u ludzi zakażenia najczęściej powodowane są przez ugryzienia chorych na nią zwierząt, głównie psów i nietoperzy. Jak informuje Światowa Organizacja Zdrowia, w państwach rozwiniętych szczepienia i prewencyjne terapie osób, które mogły być nią zarażone, sprawiły, że ta choroba jest mało groźna, a w niektórych państwach została całkowicie wytępiona, ale dalej zbiera śmiertelne żniwo w Azji i Afryce, gdzie odsetek zgonów wśród chorujących wynosi aż 95%. Średnio rocznie wścieklizna zabija 59 tys. osób. Największym problem jest w Indiach, gdzie zgon na nią następuje średnio co pół godziny. Gdy pojawią się już jej objawy, jest w praktyce całkowicie śmiertelna – tylko garstce pacjentów udaje się z niej wyjść, ale wielu pacjentów przypłaciło to ciężkim uszkodzeniem mózgu.
Nie rozpoznali objawów
CDC ujawniła, że lekarze, którzy ratowali tego mężczyznę, nie wiedzieli, że został zaatakowany przez dzikie zwierzę. Jego objawy, które występowały przed hospitalizacją, uznali za objawy jego chorób współistniejących. Jego rodzina wpisała ten atak w formularz, jaki jest wypełniany przed oddaniem organów. Nie został jednak przebadany przed tym kątem. CDC poinformowała, że testy na wściekliznę są bardzo skomplikowane, a ta choroba w USA praktycznie nie występuje wśród ludzi, więc nie są one częścią standardowych badań dawców. Zespołom transpantologicznym doradza się, by w razie podejrzenia wścieklizny u dawcy, zwłaszcza jeśli miał przed śmiercią miał niewyjaśnione objawy neurologiczne, kontaktowały się z ekspertami, ale nie ma jasnych wytycznych w tym temacie.
Nerka tego mężczyzny została wszczepiona w grudniu zeszłego roku anonimowemu pacjentowi z Michigan. Operacja miała miejsce w Ohio. CDC poinformowała, że ten pacjent zmarł w lutym, 51 dni po przeszczepie. Przed śmiercią dostał objawów wścieklizny, jak gorączka, dreszcze, trudności z przełykaniem i paniczny lęk przed wodą. Ten ostatni to najbardziej charakterystyczny objaw wścieklizny, z jego powodu tę chorobę w przeszłości zwano hydrofobią. Mężczyzna nie miał przed śmiercią kontaktu ze zwierzętami, które mogłyby go zarazić, ale śledztwo wykazało, że zaraził się przez przeszczepiony organ. Tkanki rogówki od tego dawcy dostały trzy inne osoby, ale CDC ujawniła, że zostały już usunięte, a one przeszły terapię na wściekliznę i żadna nie wykazuje objawów.
To nie był pierwszy taki przypadek, ale zdarzają się one niezwykle rzadko. CDC ujawniła, że to dopiero czwarty przypadek transmisji tej choroby przez przeszczep organów od 1978 roku. Podkreśla, że ryzyko zarażenia się w ten sposób wścieklizną jest ekstremalnie niskie.
źr. wPolsce24 za Fox News











