Niemcy już nie opowiadają Polenwitze, teraz muszą się śmiać z własnego kraju. "Witajcie w krainie klaunów"

W sieci viralowo rozchodzi się nagranie z niemieckiego jarmarku świątecznego, na którym trzech pracowników co kilka minut heroicznie przesuwa ciężki słupek z torowiska — tam i z powrotem, tam i z powrotem, niczym w jakimś absurdalnym skeczu. Nie jest to jednak happening, performance ani odcinek "Monthy Pythona”. To element… zabezpieczenia.
Tak. Słupek musi być przesuwany dokładnie co siedem minut, bo tylko w ten sposób da się „pogodzić” ochronę jarmarku z przejazdem tramwajów. A że taka operacja wymaga, co słusznie zauważa jeden z internautów, „minimum trzech pracowników na trzech zmianach”, koszt dla miasta musi wynosić około 100 tys. euro miesięcznie. Tylko za przestawianie tego jednego słupka.
Pod filmikiem pojawił się komentarz Niemca, który podsumował sytuację lepiej niż ktokolwiek inny: „Willkommen in Clownsland!”, czyli "Witamy w krainie klaunów"
I trudno o celniejszą pointę.
Kraj, który przez lata chętnie żartował z rzekomo „niepraktycznych Polaków”, dziś sam wpada w pułapkę własnych przepisów, regulacji i lęków, tworząc scenografie bardziej absurdalne niż jakikolwiek żart, który miałby się wydarzyć za Odrą.
Niemieckie jarmarki świąteczne w tym roku zostały ogrodzone - betonowymi barierami, stalowymi słupami i ogromnymi pojemnikami z wodą z obawy przed zamachami terrorystycznymi, których celem były w minionych latach. W sieci krążą też przeróbki AI, na których słupki ustawione przed jarmarkami mają twarze Angeli Merkel, które śpiewają piosenkę "Merkel Poller", czyli "Słupki Merkel" (to nawiązanie do polityki pani kanclerz, która otworzyła granice dla imigrantów).
źr. wPolsce24 za X











