Onet znów atakuje F-35 - i powtarza kremlowską propagandę

F-35 to obecnie najnowocześniejszy seryjnie produkowany myśliwiec na świecie. To jedna z niewielu maszyn piątej generacji i jedyna, która jest dostępna dla Polski. Eksperci wskazują, że powoli staje się podstawowym myśliwcem państw Zachodu. Na wyposażeniu ma go już dziesięć państw, a 11 kolejnych – w tym Polska – albo wkrótce go otrzyma, albo planuje zamówić. Wyprodukowano już ponad tysiąc sztuk tych maszyn.
Czy przepłaciliśmy?
Książka Żemły – a przynajmniej fragment opublikowany przez Onet – ma formę wywiadu z, rzecz jasna, anonimowymi wojskowymi i ekspertami.
Już w pierwszym pytaniu jest manipulacja. „Oficer Sił Specjalnych” powiedział autorce, że kupiliśmy potwornie drogi samolot F-35.To sugeruje, że go przepłaciliśmy albo że na rynku była lepsza oferta.
A jak jest w rzeczywistości? Porównywanie cen nowoczesnych myśliwców nie jest łatwe. Nie wystarczy podzielić wartości kontraktu przez liczbę kupionych maszyn, bo takie kontrakty zwykle zawierają też inne elementy, jak wsparcie logistyczne czy szkolenia. Eksperci – ci, którzy nie wstydzą się wypowiadać pod własnym nazwiskiem – szacują jednak, że o ile sam program Joint Strike Fighter, którego efektem było powstanie F-35, był potwornie drogi i wielokrotnie przekroczył budżet, o tyle dzięki masowej produkcji koszt jednego myśliwca wynosi ok. 80 mln dolarów. To oczywiście ogromna kwota, ale myśliwce są najbardziej skomplikowanymi systemami uzbrojenia na wyposażeniu sił zbrojnych, więc trudno się spodziewać, że będą tanie.
Co więcej, ta kwota to bardzo atrakcyjna propozycja w porównaniu z innymi myśliwcami – według wielu wyliczeń F-35 jest de facto tańszy, niż niektóre maszyny generacji 4,5, jak Eurofighter Typhoon czy F-15EX, chociaż ma od nich większe możliwości.
Amerykanie mogą je uziemić?
Dalsza część opublikowanego przez Onet fragmentu dotyczy teorii spiskowej o tzw. killswitch. Dotyczy tego, że Amerykanie mogą rzekomo w każdej chwili uziemić F-35, które zostały kupione w obcych państwach.
Ta teoria pojawiła się jakiś czas temu, gdy prezydent Donald Trump po raz kolejny krytykował to, że sojusznicy z NATO nie traktują własnej obronności poważnie, i była mocno podbijana przez kremlowską propagandę. Wzmacniali ją także Niemcy. Np. w artykule Euronews pt. „Czy USA mogą wyłączyć europejską broń?” z 13 marca niemieccy „eksperci”, w tym osoby związane z tamtejszym przemysłem zbrojeniowym, otwarcie twierdzili, że to prawda.
Zbyt wielu wątpliwości nie mają także rozmówcy Żemły. - Wiadomo, że armia amerykańska pod rządami Trumpa może w każdej chwili wyłączyć systemy informatyczne F-35. Co wtedy? - zadaje dramatyczne pytanie „specjalista ds. uzbrojenia”. „Oficer sił powietrznych” alarmuje, że problem jest szerszy, bowiem Ameryka wyszłaby z NATO, to również żaden nasz F-16 nie leci. „Oficer sił specjalnych” uważa, że Amerykanie mogą wyłączyć nam nie tylko F-35, ale też... Abramsy i artylerię dalekiego zasięgu.
A jak jest naprawdę? Nie ma żadnego dowodu na to, że USA są w stanie „uziemić” F-35, które służą w innych siłach powietrznych, niż ich własne. To dość logiczne – żadne państwo nie kupiłoby systemu uzbrojenia, nad którym nie ma pełnej kontroli. Oczywiście można twierdzić, że umieścili killswitch w F-35 w tajemnicy przed sojusznikami, ale to skrajnie mało prawdopodobne.
F-35 nie tylko były dokładnie badane przez wojskowych i ekspertów, którzy decydowali później o ich kupnie, ale także jest programem międzynarodowym, w którego tworzeniu pomagali inżynierowie z wielu innych państw. Ktoś raczej na pewno by je zauważył. To skądinąd częsty błąd logiczny w wielu teoriach spiskowych – aby miały sens, „prawdę” musi znać tylu ludzi, że utrzymanie jej w tajemnicy staje się praktycznie niemożliwe. A nawet jeśli uznamy, że to prawda, to kto zagwarantuje nam, że takiego killswitchu nie ma też w np. Eurofighterze, w którego produkcji biorą udział Niemcy?
Zabronią nam atakować Moskwę?
Zdaniem ekspertów – tych prawdziwych – jedynym sposobem, w jaki Amerykanie mogą ograniczyć funkcjonalność F-35, jest wstrzymanie aktualizacji oprogramowania czy dostępu do części zamiennych. W praktyce ta pierwsza opcja oznaczałaby jedynie, że nasze samoloty byłyby nieco mniej skuteczne, niż te, które je dostały, ale nadal by latały i miały wartość bojową.
Druga opcja byłaby bardziej problematyczna, ale też nie uziemiłaby samolotów od razu. Po rewolucji islamskiej w Iranie w 1979 roku USA wstrzymało jakiekolwiek wsparcie dla irańskich F-14, a maszyny i tak latały - dopiero niedawno zostały zniszczone przez Izrael.
Nie wspominając już, że byłaby to broń obosieczna. Części do F-35 są produkowane w wielu państwach świata, w tym w Polsce, więc wprowadzając takie embargo, Waszyngton nie dość, że sam naraziłby się na problemy, to jeszcze sprawiłby, że w przyszłości nikt nie kupiłby od nich jakiejkolwiek zaawansowanej broni.
Nie będziemy analizować książki Żemły zdanie po zdaniu, bo nikt nie ma na to czasu ani ochoty, ale warto pochylić się nad jeszcze jedną anonimową wypowiedzią, „oficera sił powietrznych”.
Trump zgasi lotnictwo
Jego zdaniem lotnictwo zgasi jeden telefon z Białego Domu. Zadzwoni prezydent Stanów Zjednoczonych i powie, że Ameryka nie popiera użycia samolotów F-16 czy F-35 przeciw Rosji, i to będzie koniec. Nikt nigdzie nie wystartuje. Odpowiadając na kolejne pytanie, stwierdził, że pewnie Amerykanie pozwolą nam się bronić, używając lotnictwa. Natomiast jeśli nie pozwolą nam atakować Moskwy, tak jak nie pozwalają na to Ukraińcom, to nie będziemy mogli użyć tych samolotów – dodał.
Pomijając kuriozalną sugestię, że Polska mogłaby na własną rękę atakować Rosję – porównanie naszej sytuacji do sytuacji Ukrainy pokazuje, w najlepszym wypadku, fundamentalne niezrozumienie tematu.
Owszem, Amerykanie nie chcieli się zgodzić, by Ukraina używała ich broni do ataków na cele w Rosji – nie chcieli, bo w maju zniesiono tę restrykcję – bo bali się, że doprowadzi to do eskalacji i bezpośrednio uwikła nas w wojnę. Tyle tylko, że mowa była o broni, której Ukraińcy jeszcze nie mieli.
Amerykanie, czysto teoretycznie, mogą zabronić nam używania F-35 przeciwko Rosjanom – ale nie są w stanie nas przed tym powstrzymać.
Powinniśmy postąpić jak Izrael?
Rozmówcy Żemły wskazują też, że w przeciwieństwie do Izraela, Polska nie kupiła kodów źródłowych do oprogramowania F-35. Ich wypowiedzi sugerują, że to wielki problem.
Tymczasem w rzeczywistości z wszystkich państw, które kupiły F-35, Izrael jest jedynym, który dostał dostęp do tych kodów. Ważne są tu jednak powody. Izrael ma bardzo zaawansowany przemysł zbrojeniowy, a niektóre systemy, które produkuje, są lepsze i bardziej dostosowane do ich potrzeb strategicznych niż te, które oferują Amerykanie. Pozyskali więc te kody, by móc je zintegrować ze swoimi F-35.
Tymczasem polska zbrojeniówka, choć w ostatnich latach poczyniła znaczące postępy, nie jest w stanie wyprodukować nic, co warto byłoby integrować z F-35. Innymi słowy nawet, gdyby udało nam się pozyskać te kody, to byłyby jedynie sprawą prestiżową, bez praktycznego wpływu na wartość bojową naszego lotnictwa. Oczywiście pełna autonomia w kwestii uzbrojenia jest pożądana, ale na jej osiągnięcie przyjdzie nam jeszcze długo poczekać.
Oczywiście, ktoś powie, że Ukraińcy też nie dostali kodów źródłowych, a zintegrowali swoją broń z samolotami F-16, które dostali z Zachodu. Tak, to prawda. Zrobili to jednak na własną rękę i dość chałupniczo. Oni zrobili to w ten sposób, że kabelkiem sobie pociągnęli terminal i próbują coś sami programować. Dlatego w Ukrainie ten samolot nie wykorzystuje wszystkich swoich możliwości – powiedział Żemle „pilot wojskowy”.
Przede wszystkim nie udało nam się jednak znaleźć żadnego dowodu na to, że Ukraińcy używają pocisków rakietowych z czasów ZSRR – bo to kryje się pod pojęciem „swoja broń” - z darowanymi przez zachód F-16. Na wszystkich zdjęciach widać, że ukraińskie F-16 przenoszą zachodnią broń, jak pociski AIM-9X czy AIM-120.
Zapewne „pilotowi wojskowemu” pomyliło się to z faktem, że Ukraińcy dostosowywali wcześniej swoje postsowieckie samoloty do użycia zachodniej broni. Nawet jeśli uznamy jednak, że powiedział prawdę, to nie jest to tak mocny argument, jak mu się wydaje. Jeżeli sytuacja zmusi nas, by używać pocisków rosyjskiej konstrukcji z F-35, to będzie to znaczyło, że jest już tak źle, że brak kodów źródłowych jest naszym najmniejszym problemem.
źr. wPolsce24 za Onet