Nawet wojujące feministki z "Wyborczej" mają dość Tuska. "Grał pod publiczkę"

W emocjonalnym komentarzu napisała wprost, że „progresywna kampanijna narracja Tuska była tylko grą pod publiczkę”. Według niej premier zdradził ideały bo podczas spotkania w Piotrkowie Trybunalskim nie spełnił oczekiwań aktywistek żądających deklaracji w sprawie aborcji.
Wystarczyło, że Tusk – tonem zbliżonym raczej do centrysty niż liberalnego lidera – stwierdził, iż „aborcja nie budzi w nim entuzjazmu”, by dawna sprzymierzeńczynie zaczęły wieszać na nim psy.
Dla pani Keler to sygnał zdrady. Dla wielu innych – może po prostu powrót do realiów. Bo o ile część środowisk feministycznych wciąż traktuje aborcję jako początek, środek i koniec horyzontu życia publicznego, o tyle większość Polaków oczekuje od rządu raczej działań na rzecz bezpieczeństwa, gospodarki czy ochrony zdrowia, a nie rewolucji światopoglądowej.
Czy wpuszczą Tuska do pizzerii na Jagodnie?
„Dwa lata temu głosy kobiet były potrzebne” – żali się redaktorka z „Wyborczej”. I trudno o bardziej szczere podsumowanie relacji między Donaldem Tuskiem a jego najbardziej radykalnym zapleczem: gdy przydają się w kampanii – są bohaterkami. Gdy zaczynają być politycznym ciężarem – stają się problemem.
To, że Tusk dosyć lekko traktuje swoje obietnice czy programy z którymi idzie do wyborów wiadomo od dawna, ale wiele osób właśnie tę prawdę odkrywa. Pani Keler właśnie odkryła, a jak to się skończy? Może niedługo w słynnej pizzerii na wrocławskim Jagodnie zdjęcie Tuska zawiśnie w gablocie "tych klientów nie obsługujemy"? Nic nie jest wykluczone.
Olgierd Jarosz