Inflacja nie wzięła się z winy PiS. Strach myśleć co by było, gdyby to Tusk rządził w pandemii

Dodał również, że „w ostatnim roku rządów Prawa i Sprawiedliwości wzrost gospodarczy wyniósł 0,2 proc.”, sugerując, że wystarczyła zmiana władzy, by inflacja spadła i gospodarka przyspieszyła.
Budżet napięty „na maksa”
Słowa te padły przy okazji prezentacji projektu budżetu na 2026 rok, który – jak przyznał sam premier – jest „wyśrubowany na maksa”. Deficyt ma wynieść ponad 270 miliardów złotych i będzie jednym z najwyższych w historii III RP. Tusk tłumaczył, że wynika to z rekordowych wydatków na obronność i infrastrukturę: „Nie boimy się dotrzeć do pewnej granicy, ale też pilnujemy, żeby jej nie przekroczyć”.
Rzeczywisty kontekst gospodarczy
Problem w tym, że przedstawiając narrację o „pisowskiej drożyźnie”, premier pominął szerszy kontekst. Do czasu pandemii COVID-19 polska gospodarka rosła w tempie 4–5 proc. rocznie, a inflacja była niska i stabilna. Dopiero pandemia, zerwane łańcuchy dostaw i globalne programy ratunkowe spowodowały wzrost cen – i to nie tylko w Polsce.
Dwucyfrowa inflacja dotknęła większość państw Europy i USA. Wysokie ceny energii, wywołane także agresją Rosji na Ukrainę, jeszcze pogłębiły problem. Mówienie więc o „pisowskiej inflacji” jest skrótem myślowym, który nie oddaje realiów gospodarczych. Mało tego! Inflacja zdążyła spaść jeszcze pod koniec rządów Zjednoczonej Prawicy, ale po objęciu władzy przez koalicję 13 grudnia znów wzrosła, gdyż przestały obowiązywać "pisowskie" tarcze energetyczne.
Polacy pamiętają
Donald Tusk liczy zapewne na to, że wyborcy nie pamiętają, jak wyglądała gospodarka w latach 2017–2020. A wtedy Polska była jednym z liderów wzrostu w Europie. Spowolnienie i drożyzna zaczęły się wraz z pandemią – tak samo w Warszawie, Berlinie czy Paryżu.
Warto więc oddzielić polityczną retorykę od faktów. Bo o ile obecny rząd rzeczywiście może korzystać z globalnego trendu spadku inflacji, o tyle jej źródła tkwią w wydarzeniach, na które żaden kraj – ani PiS, ani obecny gabinet – nie miał wpływu. I strach pomyśleć jaki deficyt budżetowy i jaką inflację mielibyśmy gdyby z tak gigantycznym kryzysem jak pandemia mierzył się rząd Tuska.
Olgierd Jarosz