Dyscyplinowanie Tuska, czyli subtelna gra Berlina z polską polityką

Mrozek na łamach niemieckiego dziennika z żalem opisuje, że Tusk i jego ministrowie „ulegają antyimigranckiej narracji prawicy”, zamiast dzielnie trwać przy wzorcach promowanych przez zachodnie elity. Język debaty publicznej w Polsce autor nazywa wprost „rasistowskim”, przy czym niemieckie push-backi to już – uwaga – zdaniem Mrozka „repatriacje”.
Autor wprost apeluje do Tuska, by nie próbował rozgrywać karty bezpieczeństwa czy migracji, bo i tak prawica będzie go dalej przedstawiać jako „niemieckiego agenta”.
Narracja taka nie tylko spłyca rzeczywistość polityczną w Polsce, ale też zdradza wyraźny protekcjonalizm niemieckich mediów wobec swojego wschodniego sąsiada. Apeluje się do polskiego rządu o „moralność”, a jednocześnie domaga realizowania niemieckich interesów – szczególnie w kwestii migrantów, których Niemcy chcą po cichu odesłać na Wschód.
Tyle tylko, że Tusk – co warto zauważyć – nie chce zostać politykiem jednej kadencji. Dlatego stara się prowadzić politykę, która choć w części odpowiada na nastroje społeczne – nawet jeśli nie podoba się to berlińskim redakcjom i polskim korespondentom piszącym do nich z pozycji moralnej wyższości.
Co szczególnie znamienne – to arcyniemieckie w swojej istocie przesłanie, idealnie zgrywające się z polityczną linią Berlina, zostało popełnione piórem polskiego autora. Dzięki temu nikt nie zarzuci niemieckim redakcjom, że bezpośrednio pouczają Polaków, czy próbują dyktować kierunek polityki polskiemu rządowi. Zamiast tego przemawia do nas „nasz człowiek z Berlina” – z całą powagą, troską i wyższością, która pozwala zachować pozory „europejskiego dialogu”.
źr. wPolsce24