Szokujące nagranie: mężczyzna postrzelony na strzelnicy przez instruktora
Na nagraniu, które błyskawicznie rozeszło się po internecie, widać, jak mężczyzna w kamizelce z napisem „Sędzia PZSS” (Polskiego Związku Strzelectwa Sportowego) kładzie strzelbę na stoliku i zaczyna ją rozładowywać. W tym czasie jej lufa skierowana jest w stronę stojącego obok innego mężczyzny. W pewnym momencie pada strzał, a trafiony mężczyzna pada na ziemię. Widząc to, sędzia odkłada strzelbę na stolik, z lufą, która nie jest skierowana w bezpiecznym kierunku.
Złamał zasady bezpieczeństwa
Internauci byli w szoku na tak nieprofesjonalne zachowanie sędziego. W wypadku broni palnej obowiązują bowiem tzw. zasady BLOS:
Broń – każdą broń należy zawsze traktować jak załadowaną.
Lufa – powinna być skierowana tylko i wyłącznie w kierunku celu, kulochwytu, w powietrze, lub pod kątem 45 stopni w ziemię.
Otoczenie – zanim oddasz strzał, sprawdź otoczenie – czy nikt nie znajduje się na linii strzału
Spust – palec na języku spustowym połóż tylko wtedy, kiedy oddajesz strzał, kiedy jesteś pewny celu, w każdym innym przypadku palec trzymaj na szkielecie broni.
Te cztery proste zasady są absolutną podstawą bezpiecznego obchodzenia się z bronią palną, i są wbijane do głowy każdemu, kto rozpoczyna przygodę ze strzelectwem. Mężczyzna z nagrania złamał co najmniej dwie z nich – skierował lufę w stronę człowieka i musiał przypadkowo pociągnąć za spust.
Prezes nie zna tych ludzi.
Szokujące nagranie, które trafiło do internetu, nie miało żadnego kontekstu. "Przegląd Sportowy" zapytał o nie prezesa PZSS Andrzeja Kijowskiego. Portal informuje, że działacz był wyraźnie zdziwiony, gdy dowiedział się o całej sprawie.
- Nie były to nasze zawody. My się takimi strzelaniami nie zajmujemy. Ja tych panów w ogóle nie znam, nie wiem, gdzie to było. Na pewno nie były to zawody. To, że ten człowiek ma tę bluzę z napisem sędzia, to nie wiadomo, czy to jest w ogóle nasz sędzia związkowy – powiedział. Dodał, że oglądając to nagranie, szybko zorientował się, że coś jest nie tak. - Ja już po 15 sekundach coś podejrzewałem, bo wchodził z tym karabinem <sic!> jak z miotłą. No u nas to jest w ogóle niewyobrażalne, żeby się tak zachowywać i my się od tego odżegnujemy – powiedział. Dodał, że PZSS ma określone przepisy na zawodach, ale to raczej nie były zawody, a raczej jakieś szkolenie. Dodał, że nie mają do końca wpływu na to kto co robi w klubach.
"Przegląd Sportowy" informuje, że już po tej rozmowie prezes Kijowski przesłał im wiadomość, którą otrzymał od osoby, która więcej wiedziała o tym wypadku.
PS informuje, że miało on miejsce na wewnętrznym spotkaniu LOK BKS Bydgoszcz na strzelnicy w Godawie. Najpierw strzelby załadowano ostrą amunicją. Wyszło jednak na jaw, że nie wszyscy uczestnicy potrafią obsługiwać broń. Padło więc polecenie jej rozładowania i załadowania amunicji treningowej – taka amunicja, nazywana popularnie „zbijakami”, pozbawiona jest prochu i pocisku, umożliwia oddawanie strzałów „na sucho” bez ryzyka dla broni.
Rozmówca prezesa powiedział mu, że nie wszyscy wiedzieli, jak to zrobić, więc instruktorzy zaczęli im pomagać. Problem polega na tym, że odblokowywali suwadła poprzez oddanie strzału, a nie zwolnienie specjalnego zatrzasku. To tłumaczyłoby, dlaczego padł strzał.
Pocisk "poszedł po pośladku"
Rozmówca prezesa poinformował, że strzał padł z breneki. Tak nazywa się specjalny pocisk do strzelby, który ma formę ciężkiego bloku ołowiu. Przy trafieniu oddają ogromną energię, więc często są wykorzystywane przez myśliwych do polowań na dziki i inną grubą zwierzynę.
Z informacji, którą otrzymał prezes, wynika, że ranny mężczyzna miał ogromne szczęście w nieszczęściu, bo pocisk poszedł po pośladku. Bezpośrednie trafienie breneką z tak bliskiej odległości zakończyłoby się dużo gorzej.
PS ustalił, że ranny mężczyzna został zabrany helikopterem do szpitala w Bydgoszczy, z którego wyszedł po trzech dniach, 24 września. Wszyscy instruktorzy mieli usłyszeć poważne zarzuty. Od razu stracili broń i uprawnienia.
źr. wPolsce24 za "Przegląd Sportowy"