Zamiast Pileckiego będzie instytut von Stauffenberga? Oburzenie po kontroli MKiDN

Hanna Radziejowska i Mateusz Fałkowski pracują w berlińskim oddziale Instytutu Pileckiego. Artykuł, opublikowany przez nich weekendowym magazynie „Dziennika Gazety Prawnej”, opisuje kontrolę, jaką w IP przeprowadziło Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Zdaniem autorów, była ona de facto szykaną i próbą udowodnienia, że w czasie rządów PiS w Instytucie pleniło się złodziejstwo.
Kontrolerzy zakwestionowali misia Wojtka i Janusza Korczaka
Kontrolerzy z MKiDN zakwestionowali na przykład zasadność prowadzenia kursów historycznych dla dzieci. Składały się na nie, jak czytamy w DGP, „cztery opowieści: o misiu Wojtku (niedźwiedź, który przeszedł szlak bojowy z Armią Andersa), o Januszu Korczaku, o Kazimierzu Nowaku (podróżniku, który przed II wojną światową zwiedził na rowerze Afrykę) i o historii polskiego godła”.
Ministerstwo uznało, że projekty „nie dotyczyły zakresu chronologicznego oraz merytorycznego wynikającego z ustawy o Instytucie”. Ludziom Tuska najbardziej nie podobał się miś Wojtek. Stwierdzili oni, że „głównym tematem kursu była postać niedźwiedzia brunatnego, który nie jest związany z zakresem zadań Instytutu” i kazali oddać dofinansowanie z resortu (chodzi o blisko 8 tys. euro za cztery semestry).
Nos wiedźmy
„Po proteście z naszej strony – że Janusz Korczak, zamordowany w obozie w Treblince wraz z podopiecznymi, jest jedną z najważniejszych postaci polsko-żydowskiej historii – nastąpiła zmiana w piśmie pokontrolnym: usunięto jego nazwisko. Ale nie zniknęła sama umowa zawarta w tym zakresie i rachunkowa konkluzja, zatem musieliśmy oddać pieniądze także i za warsztaty poświęcone Korczakowi. Dlaczego wszystkie te opowieści według kontrolujących nie mieszczą się w ustawie i doświadczeniu XX w.? Wystąpienie pokontrolne MKiDN nie przynosi odpowiedzi. Czy to kwestia pomyłki czy potrzeba nałożenia nam sztucznego nosa wiedźmy?” – pytają Radziejowska i Fałkowski.
Stauffenberg zamiast Pileckiego?
Autorzy tekstu w „DGP” są wciąż pracownikami Instytutu Pileckiego, więc muszą uważać na słowa. Komentatorzy nie mają jednak wątpliwości: władza szykuje się w zniszczenia wszystkiego, co „pisowskie” w Instytucie Pileckiego. Chodzi też o takie przeprofilowanie instytucji, żeby nie drażniła ona Niemców. Stąd – zdaniem na przykład wybitnego znawcy relacji polsko-niemieckich prof. Stanisława Żerki – nominacja na szefa IP prof. Krzysztofa Ruchniewicza. To naukowiec uważany za germanofila, który do Instytutu przyszedł wprost z finansowanego przez Niemców Centrum Studiów Niemieckich i Europejskich im. Willy’ego Brandta.
- Wszystko wskazuje na to, że ta "kontrola" miała służyć jako narzędzie-maczuga, którym będzie można przywalić w Instytut Pileckiego – skomentował doniesienia DGP prof. Żerko. - A nie pisałem tu kilka miesięcy, że nowa ekipa będzie chciała przekształcić tę instytucję w Instytut Stauffenberga? W końcu prof. Ruchniewicz zrównywał Stauffenberga z Armią Krajową - i tam ruch oporu, i tu ruch oporu – dodał historyk, nawiązując do skandalicznej wypowiedzi Ruchniewicza, że próba zamachu na Hitlera dokonana przez oficerów przerażonych nadchodzącą klęską III Rzeszy to część „europejskiego ruchu oporu” przeciwko nazizmowi, tak, jak Powstanie Warszawskie.
Płonne nadzieje
„Dyskusja i namysł społeczny nad rolą i zadaniami Instytutu Pileckiego są potrzebne. Natomiast pochopnie nie niszczmy zbudowanej w ostatnich latach instytucji, która stanowi zasób polskiego państwa w coraz bardziej niespokojnych czasach” – apelują Hanna Radziejowska i Mateusz Fałkowski.
Czy ich prośba zostanie wysłuchana? Nic na to nie wskazuje.
źr. wPolsce24 za Dziennik Gazeta Prawna