Afera KPO. Poseł Platformy Łącki: Mam tylko pięć samochodów a żonie dotacja się należała

W aferze związanej z Krajowym Planem Odbudowy przewinęło się nazwisko m.in. Artura Łąckiego. O najbogatszym obecnie pośle w Sejmie zrobiło się głośno z powodu firmy jego żony, która dostała blisko milion złotych z puli KPO skierowanej do branży HoReCa. W rozmowie z Krzysztofem Stanowskim parlamentarzysta PO opowiedział, dlaczego jego żona ubiegała się o dofinansowanie ze środków, które UE przekazała Polsce.
- Każdy przedsiębiorca ma prawo zwrócić się o dofinansowanie, jeśli jest taki program zrobiony. Przecież to nie ja pisałem te programy, to nie przedsiębiorcy, oni po prostu z nich skorzystali. Skorzystała również moja żona – stwierdził Łącki. Jak zaznaczał gospodarz programu, poseł i jego żona mają wspólność majątkową, więc polityk również skorzystał na wspomnianym dofinansowaniu.
Parlamentarzysta zarzucił także szefowej resortu funduszy i polityki regionalnej Katarzynie Pełczyńskiej-Nałęcz, że nie ustaliła wcześniej odpowiednich kryteriów rozdysponowania środków, które uniemożliwiłyby politykom skorzystanie z nich.
- Albo jest politykiem od tego, żeby takie zapisy zrobić, albo przynajmniej można było przyjść na klub i powiedzieć: słuchajcie, będzie rozpisywany konkurs HoReCa, ale ludzie nie lubią tego, jak dostają takie pieniądze małżonkowie polityków, więc nie aplikujcie – powiedział poseł KO.
Łącki odniósł się także do swojego majątku. Gdy Stanowski wyliczał, że w jego skład wchodzi wiele nieruchomości, grunty, ośrodek wypoczynkowy, mieszkania oraz „liczne samochody”, polityk stwierdził, że jego majątek zmniejszył się o kilka pojazdów. Jak wyliczył, z posiadanych dotychczas siedmiu samochodów sprzedał trzy, ale dodatkowo dokupił mercedesa klasy C. Poseł PO posiada także kilka cennych zegarków, ale do studia przyszedł w egzemplarzu – jak sam przyznał – za 3 tys. zł.
źr. wPolsce24 za Kanał Zero