Przykra sprawa, nie lekceważy jej? Minister kultury "odniosła się" do skandali w Instytucie Pileckiego

Przypomnijmy: jakiś czas temu odwołano ze stanowiska Hannę Radziejowską, kierownik berlińskiego oddziału Instytutu Pileckiego. Jak ujawniła Wirtualna Polska powodem odwołania było to, że poinformowała ona ministerstwo kultury o nieprawidłowościach w instytucie, takich jak mobbing, i o tym, że niektóre działania jego dyrektora Krzysztofa Ruchniewicza nie służą polskim interesom. Chodziło m.in. o organizację konferencji na temat zwrotu dzieł sztuki Niemcom.
Dyscyplinarki dla sygnalistów
Jak informuje WP Ruchniewicz chce teraz, aby Radziejowska została zwolniona dyscyplinarnie. W całej sprawie najbardziej bulwersuje fakt, że MKiDN przyznało Radziejowskiej status sygnalistki, by mogła opowiedzieć o tym, co się dzieje w instytucie bez ryzyka represji. Ministerstwo nie dość, że poinformowało Ruchniewicza o zarzutach, jakie postawiła mu Radziejowska, to jeszcze kręciło w sprawie przyznania jej statusu sygnalistki. Początkowo twierdziło, że nie była sygnalistką, ale – po przedstawieniu przez dziennikarzy WP dowodów, że przyznano jej taki status – zaczęło twierdzić, że... stało się to przez pomyłkę.
Wczoraj Radziejowska poinformowała także, że z instytutu zwolniono dyscyplinarnie kolejnego sygnalistę, jej zastępcę Mateusza Fałkowskiego, którego ministerstwo objęło ochroną sygnalistów na początku kwietnia. Powodem miało być to, że był współautorem artykułu, który Radziejowska opublikowała w "Rzeczpospolitej" 8 sierpnia oraz jego lojalność i solidarność w obliczu pomówień i kłamstw.
Jest "reakcja" minister
Minister kultury zabrała w końcu głos w tej sprawie. Sprawę ustawy o ochronie sygnalistów i Instytutu Pileckiego od początku traktuję bardzo poważnie – napisała. - Zarządziłam postępowanie wyjaśniające w ministerstwie i w Instytucie Pileckiego. Wyników postępowania oczekuję do końca tygodnia. Na ich podstawie podejmę odpowiednie decyzje.
Na jej wpis odpowiedział Patryk Słowik, jeden z dziennikarzy WP, którzy ujawnili aferę. Szanowna Pani, kluczowe jest, że poufny list Hanny Radziejowskiej był skierowany bezpośrednio do Pani i to Pani odpowiada za przekazanie go Krzysztofowi Ruchniewiczowi. A politycy koalicji udostępniają go na prawo i lewo, choć przecież nie byli adresatami. Reszta to didaskalia – podkreślił.
Dlaczego nie dokumentują już rosyjskich zbrodni na Ukrainie?
Równocześnie Cienkowska udzieliła wywiadu "Gazecie Wyborczej". Nikogo raczej nie zdziwi fakt, że nie padło w nim pytanie o skandal w instytucie. Padło za to o inną bulwersująca sprawę – dalsze losy Centrum Lemkina. Ta działająca przy instytucie organizacja dokumentuje rosyjskie zbrodnie na Ukrainie. Pod koniec kwietnia "Rzeczpospolita" poinformowała, że ministerstwo nie przedłużyło umów z jego pracownikami, którzy ryzykowali życie, by dokumentować bestialstwo Rosjan.
Jak informował Onet, powodem nieprzedłużenia umów był audyt wykonany wiosną zeszłego roku przez Biuro Audytu Wewnętrznego i Kontroli MKiDN. Audytorzy stwierdzili – wbrew ekspertyzie profesora prawa Huberta Izdebskiego – że instytut ma się zajmować wyłącznie zbrodniami, które popełniono w XX wieku. Kierownik Centrum Lemkina Monika Andruszewska zauważyła, że Rzecznik Dyscypliny Finansów Publicznych odmówił wszczęcia postępowania w tej sprawie, co oznacza, że była ona zgodna z prawem.
Onet zauważył też, że w odpowiedzi na interpelację poseł Darii Gosek-Popiołek, ministerstwo przedstawiło inną wymówkę. Wiceminister kultury Maciej Wróbel stwierdził, że nie przedłużono tych umów, gdyż dokumentowanie rosyjskich zbrodni na Ukrainie wymaga znacznych nakładów finansowych. Dodał też, że ze względu na ryzyko poniesienia śmierci, bądź uszczerbku na zdrowiu zleceniobiorców, wspólnie z Dyrekcją Instytutu Pileckiego przyjęliśmy zasadę nienawiązywania umów z osobami przebywającymi na terenie Ukrainy. Warto odnotować, że Andruszewska powiedziała Onetowi, że te znaczne nakłady finansowe na funkcjonowanie jej zespołu to 23 tys. zł. miesięcznie, a sami członkowie pokrywali wiele wydatków pokrywają z własnej kieszeni.
Co na ten temat miała do powiedzenia Cienkowska? Tradycyjnie – nic konkretnego. Stwierdziła jedynie, że jest świeżo po rozmowach na ten temat, a pracownicy Centrum, z którymi MKiDN nie przedłużyło umów, to zespół fantastycznych ludzi, którzy robią świetną robotę w Ukrainie i powinni robić ją dalej. Mam na to pewien plan, jeszcze dopracowuję szczegóły, ale proszę mi wierzyć — nie wyobrażam sobie sytuacji, w której tzw. Centrum Lemkina miałoby zostać zamknięte, nawet jeśli obecnie nie ma swojej osobowości prawnej – dodała. Dziennikarz nie dopytywał o szczegóły tego planu.
Stypendium dla dziennikarza
Patryk Słowik zwrócił też uwagę na inny aspekt tego wywiadu. Zauważył, że jego autor, Witold Mrozek, dostał wcześniej stypendium na projekt o ukraińskim teatrze z części KPO dla kultury. Czy dziennikarz Witold Mrozek, który rozmawia z ministrem kultury, i Witold Mrozek, który otrzymał stypendium z KPO w części kultura, nad czym w praktyce nadzór sprawuje minister kultury, to są dwie różne osoby, które po prostu mają identyczne zainteresowania? Bo trochę nie chce mi się wierzyć, by mogła być jedna… - napisał. W późniejszym wpisie poinformował, że Mrozek przyznał, że to on dostał to stypendium.
źr. wPolsce24 za "Fakt", Onet, "Gazeta Wyborcza"