Wyszła sprawdzić źródło hałasów. Żydzi niemal ją zlinczowali

Zdarzenie miało miejsce w czwartek, ale dopiero teraz dowiedziały się o nim media. Tego dnia w siedzibie ruchu Chabad-Lubawicz w Crown Heights pojawił się izraelski minister ds. bezpieczeństwa Itamar Ben-Gvir. Jego obecność przyciągnęła setki ortodoksyjnych Żydów, ale wywołała także protesty zwolenników Palestyny. Dochodziło do starć między oboma grupami.
Chciała sprawdzić co się dzieje
Trzydziestokilkuletnia kobieta – media nie ujawniły jej tożsamości – nie brała udziału w tych protestach. Nie wiedziała nawet, że mają miejsce. Kiedy jednak usłyszała ze swojego mieszkania hałasy – w tym krążące nad nim policyjne śmigłowce – postanowiła pójść sprawdzić co się dzieje. Było ok. pół godziny po dziesiątej wieczór, kiedy większość ich uczestników rozeszła się do domów.
Kobieta powiedziała, że po dotarciu na miejsce zauważyła, że wiele osób ma w rękach telefony i filmuje. Nie chcąc, by utrwalono jej wizerunek, zasłoniła twarz chustą. To był jednak błąd. Obecni w okolicy Żydzi wzięli ją bowiem za propalestyńską aktywistkę. Została natychmiast otoczona przez tłum liczący ok. sto osób.
Niemal ją zlinczowano
Kobieta powiedziała agencji AP, że bała się o swoje życie. Członkowie tłumu byli agresywni, wołali „śmierć Arabom!” i grozili jej gwałtem. Kobieta twierdzi, że liczyła, że pomoże jej policja, ale ta nie reagowała.
W końcu jeden policjant złapał ją za rękę i próbował odprowadzić w bezpieczne miejsce. Na nagraniu, które trafiło do mediów społecznościowych, widać, że tłum idzie za nimi, cały czas krzycząc w jej stronę wulgarne obelgi. Niektórzy nadal ją szarpali, a inni świecili jej w oczy mocnymi latarkami. W pewnym momencie ktoś wywrócił jej też na nogi kontener na śmieci, a inny uderzył ją w plecy stożkiem drogowym. W końcu policjantowi udało się jednak doprowadzić ją do radiowozu, który wywiózł ją w bezpieczne miejsce.
"Nikogo to nie obchodzi"
Kobieta przyznała w rozmowie z AP, że była śmiertelnie przerażona. Nie wiedziała co robić – bała się, że jak wróci do domu, to tłum po prostu pójdzie za nią i wedrze się do jej mieszkania. Powiedziała, że ten incydent przypłaciła siniakami, ale dużo bardziej dotkliwe są obrażenia psychiczne, bo teraz boi się wychodzić na ulicę. Stwierdziła, że policja powinna potraktować to jako zbrodnię nienawiści, ale wygląda na to, że nikogo ważnego to tak naprawdę nie obchodzi.
Rzecznik nowojorskiej policji powiedział, że w związku z tymi protestami aresztowano jedną osobę, a pięć kolejnych dostało wezwania do sądu. Nie wiadomo jednak, czy chodzi o osoby, które brały udział w próbie linczu. Burmistrz Nowego Jorku Eric Adams dodał, że policja bada serię incydentów, które miały miejsca podczas protestów. Dodał, że policja rozmawiała już z inną kobietą, która w przeciwieństwie do mieszkanki Brooklynu brała udział w tych protestach po stronie palestyńskiej i została zaatakowana przez tłum. Na zdjęciach, które trafiły do mediów społecznościowych, widać, że miała zakrwawioną twarz.
źr. wPolsce24 za AP