Tusk znowu oszukał wyborców. Jego obietnice są warte funta kłaków

Okazuje się, że pomysł, który w założeniach miał dotyczyć większej grupy polskich seniorów, teraz będzie ograniczony wyłącznie dla tych, którzy ukończyli 80 rok życia, a ich emerytura nie przekracza 3 410 zł brutto.
Rząd Donalda Tuska zaproponował nową wersję bonu senioralnego - formy świadczenia dla osób starszych w postaci usług opiekuńczych. Jednak projekt wprowadza ostre ograniczenia: bon będzie dostępny tylko dla seniorów, których emerytura nie przekracza 3 410 zł brutto. Ci, którzy otrzymują więcej — choć często i tak żyją skromnie - zostaną wykluczeni z pomocy - pisze "Fakt"
Dodatkowo, choć pierwotnie zakładano, że program obejmie osoby wieku 75+, pierwsze lata wsparcie ma być dostępne wyłącznie dla seniorów 80+.
Rząd tłumaczy zmiany potrzebą zabezpieczenia możliwości administracyjnych i kadrowych gmin, ale krytycy nazywają to odwracaniem obietnic i manipulacją warunkami pomocy. Wszystko dlatego, że bon senioralny nie będzie wypłacany gotówką, lecz w formie usług opiekuńczych. Osoba musi także spełniać inne warunki: dochody seniora, dochody bliskiej osoby, aktywność zawodowa osób zainteresowanych opieką i inne. To sprawia, że wielu seniorów nie będzie mogło skorzystać z pomocy, mimo realnej potrzeby.
Ustalenie progu na 3 410 zł brutto sprawia, że znaczna liczba seniorów, którzy otrzymują emerytury wyższe niż ten limit - choć w praktyce również borykają się z kosztami utrzymania - pozostanie bez wsparcia. Opozycja zarzuca, że próg został ustawiony celowo, by pomoc objęła jak najmniej osób.
Kolejne bajki Tuska dla emerytów
To niestety nie pierwszy raz, gdy Tusk w żywe oczy zakpił z emerytów. Przypomnijmy, że wcześniej znacznie ograniczył tzw. rentę wdowią, którą również uzależnił od wysokości emerytury.
Przypomnijmy, według funkcjonującego przez lat systemu wdowa lub wdowiec mieli prawo do wyboru: albo zachowują swoją emeryturę, albo z niej rezygnuje i bierze rentę rodzinną, czyli 85% emerytury małżonka.
Rozwiązanie zaproponowane przed wyborami przez partię Razem umożliwiało wybór korzystniejszej opcji. Wdowa lub wdowiec mogli zdecydować, czy chcą zachować swoją emeryturę, a do tego uzyskać dodatek 50% renty po małżonku albo wybrać rentę po mężu/żonie i dodać 50% swojej emerytury.
Propozycja kosztowna dla budżetu, ale uczciwa i doceniająca seniorów, którzy przecież przez całe życie odprowadzali składki do ZUS. Pod projektem podpisało się ponad 200 tysięcy obywateli, a z realnego wsparcia miało skorzystać ok 1,5 miliona osób.
Donald Tusk w toku kampanii wyborczej ochoczo popierał projekt lewicowych polityków. Jednak, kiedy przyszło do jego realizacji, na skutek rządowych zmian, znacznie go okrojono. Wprowadzono progi dochodowe (do trzykrotności najniższej emerytury), oraz procentową wartość świadczenia (15 proc.). W ostatecznym rozrachunku, jak podaje sam ZUS, świadczenie otrzymało zaledwie ok 500 tys. osób, a jego średnia wartość wyniosła zaledwie 354,43 zł, a często pozbawiono ich innych dodatków. Choć w przyszłych latach procentowy udział renty ma się zwiększać, to liczba uprawnionych już nie - chyba że znacznie wzrośnie wartość najniższej emerytury. Renta wdowia, która miała być wsparciem dla każdego samotnego emeryta, stała się dodatkiem, i to dość skromnym, dla wybranych.
Rząd Donalda Tuska realnie ograniczył też waloryzację emerytur, która w porównaniu ze wcześniejszymi latami jest znacznie skromniejsza.
Dodajmy, że wszystko to dzieje się w czasach, kiedy ceny rachunków i w sklepach rosną, służba zdrowia kuleje, a pieniądze z KPO są trwonione na jachty i kluby dla swingersów. A wszystko to przy rosnącym deficycie i zadłużeniu państwa. Aż chce się zapytać, parafrazując klasyka, gdzie są nasze pieniądze rudy bajerancie? Na co je trwonicie, skoro wszystko się sypie?
źr. wPolsce24 za "Fakt"