Zaczęło się! Niemiecka prasa pisze o polskiej współwinie za Holocaust

Niemieckie władze od lat starają się możliwie jak najsprawniej zacierać swoją winę za ludobójstwo ludności żydowskiej, a nawet za samo wywołanie II wojny światowej. A przynajmniej – rozmyć ją i przerzucić na kogoś innego. Nasi zachodni sąsiedzi dość sprytnie oddzielili terminy „naród niemiecki” i „naziści”, tworząc z tej drugiej grupy niemal osobną „nację” czy wręcz tajemnicze ugrupowanie, które w pewnym momencie „przejęło władzę” w Niemczech. Taki obraz widać było wielokrotnie w publikacjach portali należących do spółki Ringier Axel Springer – internauci żartobliwie określali je jako artykuły pisane o „dobrych Niemcach” i „złych nazistach”.
Oczywiście zupełnie pomija się fakt, że liderzy tychże „nazioli” byli przedstawicielami narodu niemieckiego, którzy władzę w Niemczech zdobyli dzięki obywatelom tego państwa. Co więcej, niemieckie pochodzenie często było decydującym czynnikiem przy obsadzaniu kluczowych stanowisk w polityce, administracji i wojsku.
Niemcy nie czują się nazistami
Do NSDAP, w szczytowym okresie, należało nawet 7,3 miliona członków partii – w większości Niemców. W przypadku SS, do 1941 roku jej członkowie rekrutowali się wyłącznie z niemieckiego społeczeństwa – dopiero później zaczęto wcielać do struktur cudzoziemców (Ukraińców, Estończyków, Łotyszy, Francuzów), przy czym trzon dowódczy nadal stanowili Niemcy. W Wehrmachcie, gdzie służyło blisko 13–15 milionów ludzi, aż 99% stanowili rodowici Niemcy.
Nasi zachodni sąsiedzi nie tylko stworzyli "mityczny naród nazistów”, ale również ukuli określenie „polskie obozy zagłady”, próbując przypisać Polsce współwinę za istnienie miejsc takich jak Auschwitz, Treblinka, Stutthof czy Sobibór. Wszystko przez fakt, że wspomniane obozy powstały na ziemiach polskich – pomija się jednak, na czyj rozkaz. "Zapominana" jest też i okoliczność, że Polska nie była wówczas niepodległym państwem, lecz krajem brutalnie podbitym przez III Rzeszę. Warto przypomnieć, że autorem określenia "polskie obozy śmierci" był niemiecki powojenny kontrwywiad z lat 50. XX wieku, którego kadra składała się w znacznym stopniu z byłych członków NSDAP lub osób związanych z reżimem Adolfa Hitlera. Na jego czele stał Alfred Benzinger – były członek wojskowej tajnej policji Wehrmachtu, Geheime Feldpolizei – który w ten sposób pragnął poprawić wizerunek RFN na arenie międzynarodowej.
Tusk ambasadorem niemieckiej polityki?
Jednak chyba najlepszą robotę dla Niemców w rozmywaniu prawdy historycznej robi w ostatnim czasie rząd Donalda Tuska. Wystarczy wspomnieć słynne stwierdzenie „polscy naziści” użyte przez minister Barbarę Nowacką czy niedawną wystawę w gdańskim muzeum o „naszych chłopcach” w mundurach nazistowskich. Próbują to wykorzystać niemieckie media, na czele z Frankfurter Allgemeine Zeitung, który pisze o „polskiej współwinie za Holocaust”, temacie do tej pory poruszanym głównie przez część mediów lewicowo-liberalnych oraz izraelskich lub powiązanych ze środowiskami żydowskimi.
– W małym miasteczku w północno-wschodniej Polsce, niedaleko granicy z Białorusią, polscy mieszkańcy zamordowali 10 lipca 1941 roku swoich żydowskich sąsiadów. Większość z nich zapędzili do stodoły, zamknęli ją i podpalili. W pogromie zginęli niemal wszyscy żydowscy mieszkańcy miasteczka – szacuje się, że było to nawet tysiąc osób. Niemieccy okupanci nie interweniowali – czytamy w gazecie.
Warto dodać, że temat mordu w Jedwabnem do dziś budzi wiele kontrowersji, a nie brakuje głosów domagających się ponownego, rzetelniejszego zbadania sprawy – m.in. poprzez przeprowadzenie ekshumacji, na co nie zgadzają się środowiska żydowskie. Tymczasem, według niemieckiej gazety, temat ten był tak niewygodny dla PiS, że władze miały zdecydować się na zmianę treści wystawy w Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, gdzie „przemilczano tematykę polskiej współodpowiedzialności”. Pomagać w tym miał ówczesny dyrektor placówki, a obecnie przyszły prezydent Polski – Karol Nawrocki.
źr.wPolsce24 za Deutsche Welle