Kompromitujące tłumaczenia ministra cyfryzacji po aferze NASK: "Mamy czyste ręce". Doprawdy?

Chodzi konkretnie o Jakuba Kocjana, prezes fundacji Akcja Demokracja, który kilka dni wcześniej rozmawiał z Gawkowskim o bezpieczeństwie wyborów, co jest po prostu kuriozalne! Jednocześnie – jak podaje WP – pracownik tej samej fundacji pomagał zagranicznemu partnerowi w nagrywaniu spotów, które potem trafiły na Facebook i były opłacane z nieujawnionych źródeł. Według danych Mety, tylko dwa anonimowe profile – „Wiesz Jak Nie Jest” oraz „Stół Dorosłych” – wydały na promocję treści ponad 400 tys. zł, więcej niż oficjalne komitety wyborcze.
Mimo to Gawkowski twierdzi, że „nikt by się nie odzywał, gdyby to była promocja Trzaskowskiego”, a działania rządu mają zapewnić „wolność słowa i równość szans”. Minister próbował także sugerować, że podejrzane treści dotyczyły wszystkich kandydatów. Tymczasem ujawnione reklamy uderzały głównie w rywali Rafała Trzaskowskiego - Karola Nawrockiego i Sławomira Mentzena, przy równoczesnym promowaniu kandydata KO.
Zapewnienia o „czystych rękach” i neutralności NASK trudno uznać za wiarygodne w sytuacji, gdy osoba odpowiedzialna za rekrutację do spotów miała bezpośrednie powiązania z otoczeniem Trzaskowskiego. Sam komunikat NASK – który miał ostrzegać przed zagraniczną ingerencją – pomijał informację, który kandydat był promowany. Dziś wiadomo, że była to kampania korzystna wyłącznie dla jednego z nich.
Ostatnie kłamstwo dotyczy rzekomego usunięcia przez Metę z Facebooka spotów na skutek interwencji NASK. Koncern poinformował, że zwyczajnie wygasła umowa na ich pokazywanie, a nic nie zostało przedwcześnie usunięte!
Były minister cyfryzacji Janusz Cieszyński sugeruje wprost: jeszcze dziś do NASK powinny udać się odpowiednie służby, by zabezpieczyć materiały dotyczące tej afery.
źr. wPolsce24