Czy Elon Musk zapłaci Polsce za spadające rakiety? Wiemy, jakie są przepisy

Co się stanie, jeśli zabłąkana rakieta Elona Muska zniszczy komuś dom, samochód albo, nie daj Boże, odbierze życie? Takie pytania trzeba zadawać sobie w sytuacji, kiedy fragmenty Falcona 9 po prostu spadają na terytorium Polski, a władze tłumaczą, że mail z ostrzeżeniem poszedł na zły adres.
– To zawsze jest dyskusja, którą trzeba podjąć. Pytanie, jak się zabezpieczyć, co można zrobić w takiej sytuacji, bo przecież Polska nie jest jedynym państwem, gdzie takie rzeczy się dzieją. To dotyczy całej Europy w tym wypadku, Stanów Zjednoczonych, różnych miejsc – powiedział na konferencji prasowej w sejmie wicepremier i szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz.
Co mówi konwencja z 1972 roku?
Tymczasem przepisy w tej sprawie, zawarte w Konwencji o międzynarodowej odpowiedzialności za szkody wyrządzone przez obiekty kosmiczne z 1972 roku, są jednoznaczne. Za szkody wyrządzone przez rakietę kosmiczną odpowiada państwo, które ją wystrzeliło. W tym przypadku Stany Zjednoczone. Konwencja powstała w czasach, kiedy nie było prywatnych lotów w kosmos a Elon Musk miał roczek, ale według jej zapisów liczy się terytorium, z którego obiekt wystrzelono, a nie to, czy wystrzelił go prywatny SpaceX czy rządowa NASA.
Rakiety Muska spadają nam z nieba
Przypomnijmy, że rakieta Falcon 9 R/B, ważąca ok. 4 ton, została wystrzelona 1 lutego z bazy Vandenberg w Kalifornii w ramach misji SpaceX Starlink. W nocy z wtorku na środę jej szczątki weszły w atmosferę nad Polską. W środę rano w okolicach Poznania odnaleziono niezidentyfikowane obiekty, które są właśnie najpewniej fragmentami rakiety. O kolejnym, podobnym znalezisku, tym razem w gminie Czersk na Pomorzu, poinformowano w czwartek. Tego samego dnia Polska otrzymała kolejne ostrzeżenie od sojuszników z UE o obiekcie, który może wejść w atmosferę w naszym kraju.
Na razie nie ma informacji na temat strat w związku ze zdarzeniami. Wiadomo, że kawałki rakiety nie uderzyły w żaden budynek.
Dlaczego nikt nie wiedział o Falconie?
Afera z rakietami Muska pokazała koszmarny brak przygotowania służb do takiej sytuacji. Władysław Kosiniak-Kamysz sam opowiedział w telewizji, że Polska Agencja Kosmiczna (POLSA) wysłała mail o zdarzeniu na zły adres mailowy. Dodatkowe zamieszanie budzi fakt, że nie wiadomo, czy Rządowe Centrum Bezpieczeństwa miało świadomość zagrożenia. – Rozmawiałem z szefem RCB, żeby uspójnić działania. Nie było podniesionych systemów, o których jestem informowany – przyznał minister obrony.
źr. wPolsce24 za PAP