Niemcy ostrzegają: Polacy drogo zapłacą za polityczne manewry Tuska przy podatku ETS2

Decyzja o przesunięciu wprowadzenia systemu ETS2 – nowego unijnego mechanizmu handlu emisjami CO₂, obejmującego transport i budownictwo – może w przyszłości mocno odbić się na krajach Europy Wschodniej, w tym Polsce.
Taką opinię publikuje w czwartek „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, zwracając uwagę, że krótkoterminowa ulga polityczna może oznaczać większe koszty w dłuższej perspektywie.
Krótkotrwała polityczna ulga, ekonomiczna pułapka
Pod naciskiem Polski i kilku innych państw, ministrowie środowiska UE zgodzili się, by system ETS2 zaczął obowiązywać nie w 2027, a dopiero w 2028 roku.
Oficjalnie decyzję przedstawiono jako sukces negocjacyjny Warszawy – wiceminister klimatu Krzysztof Bolesta mówił nawet o „wybiciu zębów” ETS2.
Jednak niemiecka prasa ostrzega, że to zwycięstwo może być pozorne. Dlaczego? Bo cel na 2030 rok został utrzymany!
„W ten sposób UE osłabia sedno swojej polityki klimatycznej. Osiągnięcie celu redukcji emisji o 55 proc. do 2030 roku będzie teraz znacznie trudniejsze. Czas pokaże, czy kraje takie jak Polska i Rumunia, naciskając na wprowadzenie tego środka, wyświadczyły sobie przysługę” – pisze komentator FAZ.
„Im później, tym drożej”
Z analizy FAZ wynika, że każde opóźnienie ETS2 zwiększa przyszłe koszty.
Gdy system wejdzie w życie – prawdopodobnie tuż po polskich wyborach w 2027 roku – rachunki za paliwa, transport i ogrzewanie mogą wzrosnąć gwałtowniej niż gdyby reformę wdrożono wcześniej i stopniowo.
„Przesunięcie terminu może zemścić się na mieszkańcach Europy Wschodniej, którzy – w przeciwieństwie do Berlina – nie wprowadzili jeszcze krajowych cen CO2” – ostrzega dziennik.
„Paradoksalnie, w Niemczech handel emisjami może początkowo doprowadzić nawet do spadku cen.”
Nowy cel klimatyczny – złagodzony kompromis
Ministrowie środowiska uzgodnili również nowy unijny cel redukcji emisji do 2040 roku – o 90 proc. w stosunku do 1990 r., z możliwością zrealizowania części zadań poza granicami UE.
Jak komentuje FAZ, to kompromis, który pozwala krajom takim jak Polska chwilowo odetchnąć, ale nie zmienia kierunku polityki klimatycznej Brukseli.
Krótkie odroczenie, długa cena
W praktyce więc, jak zauważa „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, Unia tylko odsunęła problem w czasie.
Po 2027 roku, kiedy skończy się polityczna cisza wyborcza w Polsce, rachunek za „oddech” może być wysoki.
To, co dziś przedstawiane jest jako sukces negocjacyjny rządu, może okazać się kosztownym rachunkiem dla obywateli – zarówno dosłownie, jak i politycznie.
źr. wPolsce24 za dw.com










