Może tak, a może nie. Donald Tusk tajemniczo o tym, czy będzie podatek cyfrowy

Historia zaczęła się w poniedziałek. Tego dnia wywodzący się z Lewicy minister cyfryzacji Krzysztof Gawkowski ogłosił "konieczność opodatkowania cyfrowych gigantów", czyli potężnych, zagranicznych - głównie amerykańskich - firm działających w sferze informatycznej w naszym kraju.
Wielkie plany storpedowane
Lewica zdążyła już ogłosić "ogromny sukces", gdy do dyskusji włączył się przyszły ambasador USA w Warszawie Tom Rose. Dyplomata uznał za stosowne pogrozić polskim politykom palcem. - Niezbyt mądre! Samobójczy podatek, który zaszkodzi Polsce i narazi na szwank jej relacje ze Stanami Zjednoczonymi. Prezydent Trump odpowie tym samym - i słusznie. Wycofajcie się z tego podatku, żeby uniknąć konsekwencji! - napisał na X Tom Rose.
Następnego dnia zapanował zamęt - jedni politycy pospiesznie zapewniali, że żaden podatek nie jest szykowany, inni – głównie z Lewicy - upierali się przy swoim. Milczeli ci najważniejsi: premier i minister finansów. Andrzej Domański dopiero wieczorem oznajmił, że jego resort nie pracuje na podatkiem cyfrowym, a to MF kształtuje politykę podatkową w kraju.
Premier ogłasza decyzję
Dziś przyszła kolej na Donalda Tuska. I zrobił to w swoim stylu. - Mamy do czynienia z nowymi trendami, jeśli chodzi o politykę celną, podatkową. Zgodnie z tym (...) mogę powiedzieć: te podatki nałożymy, a może nie nałożymy - oznajmił premier.
I dodał: „Na razie w rządzie nie ma pracy nad takim projektem, ale premier Gawkowski przygotowuje ewentualne projekty”.
Tusk podkreślił, że rządzący myślą o "poważnych, wspólnych inwestycjach" - w domyśle ze Stanami Zjednoczonymi. - Potrzebujemy ich, dobrej współpracy, jeśli chodzi o różne aspekty. Zgodnie z panującą dzisiaj modą mogę powiedzieć: "Zobaczymy" - podkreślił Tusk.
źr. wPolsce24 za polsatnews