Sztab Donalda Trumpa złożył skargę wyborczą na... brytyjską Partię Pracy
Sztab Donalda Trumpa złożył skargę na Partię Pracy w nocy z wtorku na środę. Napisał w niej, że ta partia w ostatnich tygodniach wysłała do USA swoich działaczy. Mieli pomagać sztabowi wyborczemu Harris w prowadzeniu kampanii wyborczej w kluczowych stanach. Zwrócili w niej uwagę na post, który w zeszłym tygodniu opublikowała na portalu LinkedIn Sofia Patel, szefowa operacji w Partii Pracy. Napisała w nim, że stu byłych i obecnych działaczy tej partii jest w drodze do USA, by pomóc Harris w kampanii wyborczej. Szybko usunęła ten post gdy oburzył amerykańską prawicę.
W swoim liście, który sztab Trumpa wysłał do Federalnej Komisji Wyborczej (FEC), jego prawnicy stwierdzili, że to bezprawne wybieranie wpływu na wybory w USA. Chcą, by FEC przeprowadził w tej sprawie natychmiastowe śledztwo. Twierdzą także, że Partia Pracy składała nielegalne dotacje, a sztab Harris je zaakceptował. Zwrócili też uwagę na niedawny artykuł w Washington Post, z którego wynika, że wysoko postawieni działacze Partii Pracy, jak dyrektor ds. komunikacji Downing Street Matthew Doyle czy Morgan McSweeney, szef sztabu premiera Starmera, kontaktowali się ze sztabem Harris i radzili mu jak najlepiej wygrać wybory.
Już raz pokonali Anglików
W swoim liście sztab Trumpa nawiązał do tego, że USA powstały na skutek rewolucji przeciwko Wielkiej Brytanii. „Kiedy reprezentanci brytyjskiego rządu poprzednio chodzili od drzwi do drzwi w Ameryce, nie skończyło się to dla nich dobrze” - napisali - „W zeszłym tygodniu przypadała 243. rocznica poddania się sił brytyjskich w bitwie pod Yorktown, zwycięstwa wojskowego, które zapewniło, że USA będą niezależne politycznie od Wielkiej Brytanii. Wygląda na to, że Partia Pracy i sztab Harris o tym zapomniały”.
W podobnym tonie wypowiedziała się Susie Wiles, współmanager kampanii Trumpa. „Za dwa tygodnie Amerykanie znowu odrzucą opresję wielkiego rządu, którą odrzuciliśmy w 1776 roku” - roku, w którym zaczęła się rewolucja amerykańska. Dodała, że kampania Harris szuka zagranicznych wpływów, by wzmocnić swoje radykalne przesłanie, bo wie, że nie spodoba się ono Amerykanom. „Prezydent Trump przywróci siłę Białemu Domowi i postawi Amerykę i nasz naród na pierwszym miejscu. Akceptacja i użycie tego nielegalnego wsparcia zza granicy przez sztab Harris to tylko kolejna cherlawa próba w długiej historii anty-amerykańskich wpływów na wybory” - dodała.
Partia nie miała z tym nic wspólnego
Do sprawy odniósł się premier Wielkiej Brytanii Keir Starmer. Podczas podróży na szczyt Commonwealthu na Samoa powiedział towarzyszącym mu dziennikarzom, że działacze jego partii pomagają Harris w wolnym czasie, a nie w ramach jakichkolwiek obowiązków służbowych. Dodał, że pomagali Demokratom już podczas poprzednich kampanii wyborczych. Zgodnie z amerykańskim prawem wyborczym obywatel obcego państwa może pomagać w kampanii pod warunkiem, że nie dostaje za to wynagrodzenia, sam nie składa donacji oraz nie zajmuje żadnego kierowniczego stanowiska. W 2016 roku FEC nałożył karę na Australijską Partię Pracy, której działacze pomagali w kampanii socjaliście Berniemu Sandersowi, ale zrobił to dopiero, gdy wyszło na jaw, że dostawali od partii diety oraz wpłacili pieniądze na jego kampanię.
Podczas wizyty w Nowym Jorku we wrześniu, Starmer odwiedził byłego prezydenta w Trump Tower. Trump był wobec niego bardzo kurtuazyjny. Powiedział mediom, że to „bardzo miły człowiek”, który wspaniale walczył w wyborach i jest niezwykle popularny. Sam Starmer tłumaczył później, że zdecydował się na tę wizytę, bo osobiste kontakty są bardzo ważne w polityce zagranicznej.
Dziś wszystko wskazuje, że Trump ma ogromne szanse na powrót do Białego Domu. Zapytany o to, czy pomoc brytyjskich działaczy nie wpłynie negatywnie na ich stosunki, oraz na stosunki Londynu z Waszyngtonem, premier odparł, że nie. Przypomniał o wrześniowym spotkaniu z Trumpem i stwierdził, że jest wdzięczny, że tamten znalazł dla niego czas. „Mieliśmy dobrą, konstruktywną dyskusję i oczywiście, jako premier Wielkiej Brytanii, będę współpracował z każdym, kogo Amerykanie wybiorą swoim prezydentem w następnych wyborach” - podkreślił.
źr. wPolsce24 za Guardian