Koreańczycy wybiorą nowego przywódcę

Na początku grudnia zeszłego roku na ulice Seulu wyszło wojsko. Prezydent Yoon Suk Yeol podczas telewizyjnego przemówienia ogłosił wprowadzenie stanu wojennego. Oskarżył opozycyjną Partię Demokratyczną (DPK), która ma większość w Zgromadzeniu Narodowym o działalność antypaństwową i współpracę z komunistami z Korei Północnej celem wprowadzenia w kraju dyktatury. Z tego powodu zabronił wszelkiej aktywności politycznej, w tym posiedzeń parlamentu.
Odwołali poprzedniego
Jego stan wojenny nie potrwał jednak długo. Parę minut po pierwszej nad ranem posłom udało się dostać do parlamentu i przyjąć jednogłośnie wniosek o jego odwołanie. Poparli go także posłowie z Partii Władzy Ludowej (PPP), byłej partii Yoona. Wpół do piątej rano Yoon ogłosił, że stan wojenny został odwołany, potrwał niecałe sześć godzin.
Jego ogłoszenie wywołało w Korei ogromny kryzys polityczny. Część członków gabinetu prezydenckiego odeszła ze stanowisk. Opozycja rozpoczęła też procedurę impeachmentu Yoona. Dokonała tego 14 grudnia. Władzę przejął tymczasowo premier Han Duck-soo, ale on sam został poddany impeachmentowi 27 grudnia, przez co musiał oddać władzę ministrowi finansów. 24 marca Sąd Konstytucyjny obalił jego impeachment, więc odzyskał urząd p.o. prezydenta. Yoon nie miał tyle szczęścia – 4 kwietnia Sąd Konstytucyjny potwierdził jego impeachment. Trwa wobec niego także postępowanie sądowe, w którym jest oskarżony o poprowadzenie insurekcji – był pierwszym urzędującym prezydentem Korei, który został aresztowany i usłyszał zarzuty.
Liberał prowadzi w sondażach
We wtorek Koreańczycy wybiorą jego następcę. Lokale otworzą się rano, a zwycięzcę poznamy być może już w środę. Koreańczycy liczą, że pozwoli to na zakończenie kryzysu, który wybuchł po stanie wojennym. Ten kryzys jest nie tylko polityczny – zamieszanie sprawiło, że mocno ucierpiała koreańska gospodarka.
Faworytem do zwycięzca jest 60-letni liberał Lee Yae-myung z Partii Demokratycznej. Urodził się w bardzo biednej rodzinie i musiał pracować jako dziecko, ale udało mu się zostać prawnikiem, specjalizował się w sprawach dotyczących praw człowieka. Był też burmistrzem, gubernatorem i posłem. Wystartował w poprzednich wyborach prezydenckich, niemal udało mu się w nich pokonać Yoona.
W styczniu zeszłego roku padł ofiarą zamachu, kiedy dźgnięto go nożem w szyję na wiecu wyborczym. Głośno zrobiło się o nim także w dniu wprowadzenia stanu wojennego. Był jednym z pierwszych polityków, który dostał się do budynku parlamentu. Nagranie, na którym skacze przez okalający go płot, stało się viralem i znacząco zwiększyło jego popularność. W trakcie kampanii postulował ograniczenie praw prezydenta w temacie stanów wojennych i pozwolenie na dwie czteroletnie kadencje – obecnie prezydent może odbyć tylko jedną, pięcioletnią.
Obaj kandydaci budzą kontrowersje
Jego najpoważniejszym rywalem jest były minister pracy, 73-letni konserwatysta Kim Moon-so. Przed karierą w polityce był aktywistą związków zawodowych, zapłacił za to nawet pobytem w więzieniu. Jako kandydat został osobiście namaszczony przez Yoona, który, odchodząc z partii w maju, prosił polityków o jego poparcie, ale zdobycie nominacji nie było łatwym zadaniem, musiał prosić o pomoc sąd. W kampanii wyborczej obiecywał głębokie reformy państwa, sądownictwa i systemu wyborczego, by przywrócić zaufanie Koreańczyków do instytucji państwowych. Obaj kandydaci obiecywali wsparcie dla biznesu.
Obaj kandydaci budzą też kontrowersje. Wobec Lee toczy się kilka postępowań o korupcję i związanych ze skandalem developerskim. Był też niedawno skazany za złamanie prawa wyborczego, obecnie sądy rozpatrują jego apelację. On sam twierdzi, że jest niewinny, a stawiane mu zarzuty są motywowane politycznie. Dla Kima największym problemem jest poparcie Yoona, które może mu bardziej zaszkodzić niż pomóc. Problemem jest również to, że po stanie wojennym jego partia jest skrajnie podzielona i skłócona.
źr. wPolsce24 za CNN