Trump na wojnie z Harvardem. Ucierpią zagraniczni studenci, także Polacy

O decyzji poinformowała szefowa Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego Kristi Noem.
Kara za komunizm i antysemityzm
"Administracja pociąga Harvard do odpowiedzialności za podsycanie przemocy, antysemityzmu i współpracę z Komunistyczną Partią Chin na terenie kampusu" - napisała na platformie X Noem, dodając, że możliwość przyjmowania zagranicznych studentów - którzy płacą wyższe czesne niż Amerykanie - jest przywilejem, a nie prawem. "Harvard miał wiele okazji, aby zrobić to, co słuszne. Odmówił (...) Niech to będzie przestrogą dla wszystkich uniwersytetów i instytucji akademickich w całym kraju" - podkreśliła.
W oficjalnym oświadczeniu DHS napisano z kolei, że władze Harvardu "stworzyły niebezpieczne środowisko kampusu, pozwalając antyamerykańskim, proterrorystycznym agitatorom na nękanie i fizyczne ataki na osoby, w tym wielu żydowskich studentów", a także, że uczelnia "angażowała się w skoordynowaną działalność z KPCh, w tym goszczenie i szkolenie członków paramilitarnej grupy KPCh współwinnej ludobójstwa Ujgurów".
Uderzenie po kieszeni
Co oznacza ta decyzja? To, że Harvard stracił prawo przyjmowania studentów zagranicznych w następnym roku akademickim. Większym problemem jest jednak to, że studenci już studiujący na tej uczelni muszą albo zmienić uniwersytet, albo „utracą swój status prawny”.
Na Harvardzie studiuje prawie 6800 zagranicznych studentów (większość na studiach podyplomowych), co stanowi ponad jedną czwartą ogółu studentów. Pochodzą z ponad 140 krajów świata.
Studenci zagraniczni są jednym z największych źródeł przychodów dla wielu czołowych amerykańskich uczelni. Czesne na Harvardzie jest niemałe - wynosi około 60 tys. dolarów za semestr, choć studenci z rodzin zarabiających poniżej 200 tys. dolarów rocznie mogą liczyć na pomoc finansową.
Walka z Ligą Bluszczową
Harvard uznał decyzję za bezprawną. „Ta akcja odwetowa grozi poważną szkodą dla społeczności Harvardu i naszego kraju oraz podważa misję akademicką i badawczą Harvardu” – napisała uczelnia w oświadczeniu, zapewniając, że nie zostawi swoich studentów bez pomocy.
Jak komentują dziennikarze agencji AP zakaz jest efektem zaostrzającej się walki Trumpa z grupą najbardziej prestiżowych, prywatnych uniwersytetów amerykańskich skupionych w Ivy League (Ligą Bluszczową).
Konflikt administracji Trumpa z Harvardem, najstarszym i najbogatszym uniwersytetem w Stanach Zjednoczonych, nasilił się, gdy uczelnia odmówiła wprowadzenia reform, których celem miało być m. in. zapewnienie ideologicznej równowagi wśród studentów i wykładowców. Władze Harvardu zaskarżyły te żądania do sądu i zarzuciły władzom federalnym ingerencję w autonomię uczelni.
W konsekwencji rząd federalny obciął uniwersytetowi 2,6 miliarda dolarów dotacji, a prezydent Trump zagroził, że odbierze mu status, dzięki któremu Harvard jest zwolniony z podatku.
Lewicowi studenci piszą o autorytaryzmie
Decyzję administracji Trumpa potępili studenci skupieni w organizacji Harvard College Democrats. „Atak Trumpa na studentów zagranicznych to podręcznikowy przykład autorytaryzmu - Harvard musi nadal trzymać swoją linię” - stwierdzili w oświadczeniu.
Do krytyki dołączyły organizacje broniące praw człowieka i wolności słowa.
Swoje trzy grosze dorzuciły też Chiny. - Pekin będzie stanowczo bronić uzasadnionych praw i interesów chińskich studentów oraz badaczy przebywających za granicą - oznajmiła rzeczniczka chińskiego MSZ Mao Ning.
źr. wPolsce24 za AP/PAP