Grupa Drakuli planowała zamach stanu w Rumunii. Stała za nimi Moskwa?

Jak podaje agencja Reutera do zatrzymań doszło w środę, 5 marca. Tego samego dnia Rumuni ogłosili personae non gratae rosyjskiego attaché wojskowego, nakazując mu natychmiastowe opuszczenie kraju. Spiskowcy mieli działać na rzecz podważenia suwerenności i niezależności państwa rumuńskiego. Budowali strukturę zbliżoną do wojskowej, a wszystko koordynował emerytowany generał.
Sztab Vlada Palownika
Brzmi to wszystko bardzo poważnie, ale szczegóły budzą jednak zdziwienie. Po pierwsze, generał, który miał budować podziemną organizację wywrotową to 101-letni Radu Teodoru. Po drugie, „Sztab Generalny Dowództwa Vlada Palownika” (czyli hollywoodzkiego Drakuli) miał dość dziwny program.
- Ta radykalna organizacja miała wedle śledczych (oraz informacji zawartych na własnej stronie internetowej) dążyć do wyprowadzenia Rumunii z NATO, przywrócenia systemu monopartyjnego, rozwiązania partii politycznych, zmiany nazwy kraju na Getię (od Getów, tych Getów od Geto-Daków), wznowienia stosunków gospodarczych i kulturalnych z Rosją, Chinami i Iranem (sic!), odzyskania terytoriów zagarniętych siłą przez Ukrainę, proklamowania neutralności Rumunii itd. itd. itd. – opisuje na portalu X Kamil Całus, analityk Ośrodka Studiów Wschodnich ds. Mołdawii i Rumunii.
Wspierani przez Rosję
Grupa Drakuli miała też niecodzienne pomysły ustrojowe. Getia miała być zarządzana przez „radę mędrców” i „radę starszych”, składającą się ze 130 osób.
Według rumuńskich władz „Sztab Generalny Dowództwa Vlada Palownika” był wspierany przez Rosję. Szczegółów wsparcia nie ujawniono. Wydaje się, że działalność grupy polegała głównie na publikowaniu postów na niszowych profilach w mediach społecznościowych.
Niepotrzebna pokazówka?
- Oczywiście nie ma powodu by bagatelizować nawet najmniejszą (czy najstarszą - biorąc pod uwagę średnią wieku jej członków) organizację wywrotową, która utrzymuje kontakty z rosyjskimi służbami czy choćby dyplomacją tego kraju. Nie wiem jednak czy dobrym pomysłem jest robienie takiej afery - niemalże pokazówki - z ewidentnie niegroźnej, kuriozalnej wręcz "organizacji", będącej chyba raczej rodzajem "turbodackiego" klubu dyskusyjnego starszych panów – komentuje Kamil Całus.
Zdaniem analityka, takie działania podważają wiarygodność narracji o rosyjskim zagrożeniu i wpływie Moskwy na wybory w Unii Europejskiej. W ten sam sposób tłumaczono bowiem anulowanie wyborów prezydenckich w Rumunii, których pierwszą turę wygrał rzekomo wspierany przez Kreml Calin Georgescu.
Źr. wPolsce za X/@KamilCaus, Reuters