Rodzinna tragedia. Matka zabiła swoje córki, a następnie siebie

Tragedia miała miejsce w zeszły poniedziałek. 32-letnia Tranyelle Harshman ok. 13:30 zadzwoniła do biura szeryfa hrabstwa Big Horn. Zgłosiła, że w jej domu padły strzały, a jej córki zostały postrzelone. Gdy policjant spytał ją o to, w jakim są stanie, odpowiedziała, że obawia się, że nie żyją. Następnie powiedziała mu, że to samo zrobi sobie. Policjant próbował ją skłonić, by poczekała na wysłany tam patrol, ale kobieta w końcu się rozłączyła.
Jeszcze żyły
Gdy kilka minut później na miejsce dotarła policja, zastali szokujący widok. Dwie dziewczynki – 9-latka i 2-latka – były martwe, miały rany postrzałowe głowy. Dwie kolejne – 2-letnia bliźniaczka i 7-latka – też zostały postrzelone w głowy, ale jeszcze żyły. Harshman, która po wszystkim strzeliła sobie w głowę, również jeszcze żyła. Ranna 2-latka zmarła wkrótce potem, a kobieta zmarła w szpitalu.
7-latka trafiła do szpitala, gdzie wprowadzono ją w śpiączkę. Niestety nie udało się jej uratować. Jej rodzina poinformowała, że zmarła w niedzielę.
Zawiniła depresja?
Briana Baker, przyjaciółka Harshman, powiedziała mediom, że nie była potworem, co sugerowałaby jej zbrodnia. Stwierdziła, że była słodka, kochająca i zabawna, a córki były dla niej niezwykle ważne. O to, co zaszło, obwinia depresję poporodową.
Jej mąż Cliff Harshman, który był ojcem młodszych dziewczynek, również twierdzi, że była niesamowitą matką i kochała te dzieci. Dodał, że ludzie nie rozumieją, jak działa choroba psychiczna i, że silna wola nie wystarczy. Przyznał jednak, że jest zły o to, co zrobiła. Jej poprzedni partner Quinn Blackmer, ojciec starszych dziewczynek, powiedział mediom, że jest na nią wściekły, ale próbuje z tym walczyć, bo to nie zwróci jego dzieci.
źr. wPolsce24 za Daily Mail, NYPost