Policja aresztowała podejrzanego o zamordowanie prezesa United Healthcare. Pochodzi z bardzo bogatej rodziny
4 grudnia Thompson przebywał w Nowym Jorku, gdzie brał udział w corocznym spotkaniu inwestorów. Kwadrans przed siódmą rano szedł w stronę hotelu, w którym się odbywało. Ubrany w bluzę z kapturem i maskę mężczyzna czekał na niego w pobliżu wejścia, oddał do niego kilka strzałów z pistoletu z tłumikiem, trafiając go w plecy i łydkę. Następnie uciekł z miejsca zbrodni na rowerze elektrycznym. Thompson został zabrany do szpitala, ale nie udało się go uratować.
Rozczarowany klient czy zawodowy morderca?
Ta zbrodnia poruszyła Amerykanów. Z wszystkich wielkich ubezpieczalni, United Healthcare znana jest z tego, że odrzuca najwięcej wniosków o opłacenie kosztów leczenia, ok. 32%. Rodzina zamordowanego prezesa wyznała, że od dawna otrzymywał groźby śmierci. Spekulowano, że mordercą był ktoś, komu odrzucono wniosek o opłacenie leczenia. Na łuskach, które znaleziono na miejscu zbrodni, znaleziono słowa „opóźniaj”, „odmów”, „wyrzuć <z biura> - znaną w branży frazę dotyczącą odmawiania wypłaty odszkodowań. Dwa dni później policja znalazła plecak sprawcy w Central Parku – w środku były pieniądze z gry Monopoly.
Media donosiły też, że sprawca strzelał z pistoletu B&T VP9 – współczesnej wersji używanego przez brytyjskich szpiegów Welroda, jednego z najcichszych pistoletów na świecie. Obudziło to podejrzenia, że jest zawodowym mordercą. Spekulowano, że Thompson padł ofiarą konkurencji. Eksperci szybko jednak to zdementowali. Ich zdaniem strzelał z normalnego pistoletu, a musiał przeładowywać go po każdym strzale, bo miał źle skonfigurowany lub improwizowany tłumik, co sugerowało raczej, że nie miał zbyt wielkiego pojęcia o broni palnej.
Wpadł, bo był głodny
Policja ujawniła szereg zdjęć podejrzanego, głównie z monitoringu w miejscach, w których przebywał przed morderstwem. Za informacje o nim obiecano nagrodę w wysokości 10 tys. dolarów. W poniedziałek został aresztowany w mieście Altoona w Pensylwanii, ok. 450 kilometrów od Nowego Jorku. Przed aresztowaniem udał się na śniadanie do McDonaldsa, gdzie jeden z pracowników rozpoznał go i wezwał policję.
Media informują, że policjanci znaleźli przy nim tzw. ghost gun, jak nazywa się w USA broń pozbawioną numerów seryjnych, często domowej roboty, i improwizowany tłumik. Miał przy sobie także fałszywe prawo jazdy z New Jersey, na identyczne nazwisko, jakim zameldował się w nowojorskim hostelu. Znaleziono przy nim także liczący trzy strony manifest. Lokalny policjant ujawnił mediom, że krytykował w nim przemysł zdrowotny za stawianie zysków nad zdrowiem pacjentów. Przepraszam za cierpienie i traumę, ale to trzeba było zrobić. Te pasożyty na to zasłużyły - napisał.
Chłopak z dobrego domu
Policja ujawniła, że podejrzanym jest 26-letni Luigi Mangione. Był członkiem prominentnej rodziny z Baltimore, która dorobiła się fortuny na handlu nieruchomościami. Skończył elitarną prywatną szkołę, dostając nagrodę dla najlepszego absolwenta, a jego kolega z klasy powiedział, że był bogaty nawet jak na standardy tej szkoły. Dodał, że wszyscy go lubili i nie miał żadnych wrogów. Następnie skończył Uniwersytet Pensylwanii, gdzie zdobył tytuł magistra informatyki. Pracował w branży gier komputerowych, a następnie zatrudnił się w firmie sprzedającej samochody przez internet.
Wiadomo także, że cierpiał na schorzenie pleców. Jego znajomy powiedział, że miał przesunięte dolne kręgi, które uciskały nerw, powodując często silny ból. W zeszłym roku miał przejść operację. Ustalono, że czytywał książki o chronicznym bólu i te, które krytykowały służbę zdrowia. Napisał też recenzję i wysoko ocenił manifest znanego terrorysty Teda Kaczynskiego. Wszyscy jego znajomi, z którymi rozmawiali dziennikarze, zgodnie przyznają, że był zupełnie normalnym, sympatycznym mężczyzną i nie podejrzewali, że zostanie mordercą. Nie miał też żadnych kłopotów z prawem. Twierdzą jednak, że latem tego roku zerwał z nimi kontakt. Dziennik New York Post poinformował, że w listopadzie jego matka zgłosiła policji jego zaginięcie. Na razie nie jest jasne, jak jego doświadczenia z służbą zdrowia przełożyły się na to, co zrobił.
Po aresztowaniu Mangione usłyszał zarzuty nielegalnego posiadania broni, posiadania fałszywych dokumentów i okłamania policjanta o swojej tożsamości. Te zarzuty postawiła prokuratura w Pensylwanii. Prokurator Manhattanu kilka godzin później powtórzył te zarzuty i dodał do nich zarzut morderstwa drugiego stopnia. Sąd zdecydował, że na proces poczeka w areszcie tymczasowym.
źr. wPolsce24 za New York Post, People