Chelsea – za wysokie progi na Legii nogi. Kibice z Warszawy nie chcą oddawać Polsce Trzaskowskiego

Do przerwy było jeszcze na styku. Luquinhas w 3. minucie mógł dać Legii prowadzenie, ale piłka poleciała wysoko.
Chelsea długo się rozkręcała. Pierwszy celny strzał oddali dopiero w 28. minucie – Tobiasz był jednak na posterunku. Świetnie bronił przez większość wieczoru, choć w drugiej połowie nawet on nie dał rady powstrzymać Tyrique’a George’a i dwukrotnie Noniego Madueke. Warto jednak podkreślić, że przy rzucie karnym Nkunku popisał się kapitalną interwencją – szkoda, że akcja trwała dalej i zakończyła się kolejnym golem.
Legia miała swoje momenty, ale zdecydowanie za mało konkretów pod bramką Jörgensena. Dopiero w 90. minucie Kun zmusił go do interwencji, ale na tym ofensywa się skończyła.
Zdecydowanie gorzej niż na boisku za to piłkarze Chelsea wypadli z... geografii.
Na oficjalnych kanałach Chelsea pojawił się filmik, w którym piłkarze typują, ile mil dzieli Londyn od Warszawy (dla ścisłości – to około 900 mil, czyli ok. 1450 km). Wyniki? Powiedzmy, że polska matura z geografii byłaby poza zasięgiem większości zawodników The Blues.
Najlepiej poradził sobie Jadon Sancho – strzelił „700” i można by uznać, że to przynajmniej w granicach przyzwoitości. Gorzej było z kolegami. Moises Caicedo stwierdził, że to 20 mil (bez komentarza), Reece James – 4000 mil (czyli już rejony Hawajów), a Kiernan Dewsbury-Hall rzucił 10 000 mil, czyli dalej niż Londynu do Australii.
Legioniści może nie byli w stanie pokonać Chelsea na boisku, ale obstawiamy, że przynajmniej wiedzą, gdzie dokładnie leżą oba miasta. I że nie da się tam dotrzeć rowerem miejskim.
Rewanż już 17 kwietnia o 21. w Londynie. Na odrobienie strat szanse są iluzoryczne i to nie tylko z powodu złego wyniku w pierwszym meczu, ale widocznej różnicy umiejętności piłkarzy obydwu zespołów. Cóż, widać, że piłkarze Legii pewnie więcej w dzieciństwie siedzieli nad książkami, a ci z Chelsea tylko kopali piłkę.
Zdecydowanie lepiej od piłkarzy zaprezentowali się za to kibice Legii, którzy przygotowali oprawę, na której rycerz zabija lwa, czyli zwierzę, którego w herbie ma właśnie klub z Londynu. Pod obrazem widniał podpis "Fear no one", czyli "nie bójcie się nikogo", skierowany do piłkarzy Legii. Trudno powiedzieć, czy legioniści się bali, ale to lew zszedł z areny zwycięski i najedzony.
Na meczu Legii Warszawa nie było na trybunach prezydenta miasta Rafała Trzaskowskiego. O jego obecności przypomnieli kibice. Widać, że sympatycy stołecznej drużyny nie chcą, by Trzaskowski zostawiał ich miasto. Wyrazili to wprost: 18.05 (pierwsza tura wyborów prezydenckich) i 1.06 (II tura) "Byle nie Trzaskowski".
źr. wPolsce24