Publicystyka

Warszawa zapłaciła ponad milion złotych za drzewa od Niemców. Czy było warto?

opublikowano:
Kandydat KO na prezydenta Rafał Trzaskowski oficjalnie rozpoczął kampanię prezydencką. Człowiek, który dał się poznać z wdrażania skrajnie lewicowej agendy, teraz próbuje uchodzić za umiarkowanego konserwatystę, który mówi dużo o "patriotyzmie gospodarczym". Niestety, jedynie mówi, bo na aktywności podległych mu instytucji zarabiają Niemcy, współorganizatorzy "Campusu Polska Przyszłości". I to naprawdę niemałe pieniądze!

Sprawa, o której piszemy, po raz pierwszy wyszła poza ramy dyskusji w warszawskich mediach społecznościowych przy okazji wcześniejszej, prekampanijnej aktywności włodarza stolicy. Przed świętami Bożego Narodzenia sztabowcy polityka nakręcili film, na którym Rafał Trzaskowski pomagał przy pakowaniu choinek. Aktywność kandydata KO komentowali wówczas także politycy Prawa i Sprawiedliwości, którzy sugerowali, że Trzaskowski - mówiąc o patriotyzmie gospodarczym - kupuje drzewka z Niemiec.

Skąd biorą się drzewa w Warszawie?  

Tematem niemieckich drzew szerzej zainteresowały się media, które zaczęły opisywać i badać tę sprawę. Urzędnicy, konkretnie Zarząd Dróg Miejskich w Warszawie, tłumaczyli i odsyłali do dyskusji w mediach społecznościowych, gdzie już 29 października ub. roku wyjaśniano - wówczas wzburzonym mieszkańcom stolicy - dlaczego Rafał Trzaskowski kupuje drzewa w Niemczech. 

Przy okazji wyjawiono, że to już regularna, trwająca kilka lat praktyka:

- Gdy w 2023 roku informowaliśmy, że na pl. Trzech Krzyży posadzono 24 wysokie i okazałe drzewa, które dorastały 35 lat w niemieckiej szkółce z Hamburga, w mediach pojawiły się pytania o powody ich kupowania z innych krajów. Chcielibyśmy, aby sadzone przez nas drzewa pochodziły z polskich szkółek. Jednak jako jednostkę budżetową m.st. Warszawy obowiązuje nas ustawa Prawo o zamówieniach publicznych. Wartość sadzonych przez nas drzew często przekracza wskazane w niej progi unijne. Z tego też powodu przetargi na ich zakup są przetargami unijnymi. W takich przetargach nie można ograniczać możliwości wzięcia w nim udziału tylko do polskich dostawców. Zgodnie z przepisami Unii Europejskiej – a przede wszystkim dyrektywą 2014/24/UE o zamówieniach publicznych – nie możemy dopuścić do sytuacji, w której dyskryminujemy dostawców z innych państw członkowskich - tłumaczył wówczas stołeczny ZDM.

Przełóżmy ten trudny, urzędniczy język na formę trochę łatwiejszą do zrozumienia. Otóż od 1 stycznia 2024 roku, próg dla dostaw i usług zamawianych przez samorządy, które definiuje prawo o zamówieniach publicznych, podniesiono z 215 tys. euro do 221 tys. euro (równowartość kwoty 1 024 799 zł netto).

Ktoś w Warszawie uznał więc, że warto zapłacić tyle za drzewa. Bo przecież gdyby zasadzono w stolicy inne, pochodzące z Polski i tańsze, to nie trzeba byłoby organizować takiego przetargu. Dlatego można uznać, że drzewa w Niemczech kupowano głównie dlatego, że te w Polsce... były zbyt tanie.

O tym jeszcze, w dalszej części tekstu, będzie odrobinę więcej. 

Wróćmy do tłumaczeń warszawskiego ZDM, który dodawał wówczas, że 2024 roku na warszawskim placu Centralnym "pojawią się m.in. 30-letni buk oraz kilkunastoletnie modrzewie. Ponadto posadzimy klony, derenie, jesiony, miłorzęby, magnolie i czereśnie. Okazy wybraliśmy osobiście podczas wizyty w szkółce w Brandenburgii (Baumschule Lorberg)".

Ile to kosztowało? 

Nie wszyscy wykazywali równie duży entuzjazm, co warszawscy urzędnicy ZDM. Niektórzy - złośliwcy - postanowili nawet sprawdzić, ile poszczególne drzewa sprowadzone do Polski kosztowały.

Konkretnie zrobił to dr Wojciech Zabłocki, radny m.st. Warszawy, który jest orędownikiem budowy Narodowego Muzeum Przyrodniczego. To on złożył wniosek o udostępnienie informacji publicznej, a odpowiedzią pochwalił się w mediach społecznościowych: 

- Mam informację o cenie drzewek kupowanych przez władze Warszawy w Niemczech. Poniżej fragment pisma ZDM. Nie podano danych o koszcie i skutkach transportu tylu drzew na dystansie 600km. Szkoda, że R. Trzaskowski nie zadał sobie pytania, jak duży ślad węglowy zostawi ten transport... - komentował na Facebooku. 

Podobny wpis pojawił się na profilu warszawskiego oddziału Prawa i Sprawiedliwości na portalu X: 

- R. Trzaskowski zdecydował, że posadzi na Placu Centralnym 102 drzewa z  Brandenburgii. Dziś poznaliśmy koszt 56 z nich – ponad 906 tys. zł  Dane ZDM ujrzały światło dzienne dzięki interpelacji radnego - napisali politycy.

Wystarczy jednak rzut oka na pismo przesłane przez warszawski ZDM, aby widzieć, że politycy PiS-u nie doszacowali możliwości swojego oponenta. 

Realny koszt niemieckiej przesyłki Rafała Trzaskowskiego jest przecież dużo, dużo wyższy. Widać tam bowiem sporo pozycji, których cena nie została jeszcze oszacowana. Realny, całkowity koszt tej operacji sadzenia niemieckich drzew w Warszawie wyniesie znacznie więcej niż 906 tysięcy złotych i bez wątpienia przekroczy milion.

Złośliwiec mógłby nawet zasugerować, że być może nie podano realnych kosztów dlatego, że ktoś w Warszawie sprawdził kwoty definiowane przez prawo o zamówieniach publicznych i uznał, że niektóre pozycje lepiej przemilczeć, bo mogą nie zmieścić się w progach?

Zwłaszcza, że - jak zauważają przecież urzędnicy ZDM - z kupowania drzew z zagranicy zrobiono w Warszawie "imprezę cykliczną".

Czemu tak drogo?

Zostawiając na boku złośliwości, warto zestawić realne ceny, które widać na wyliczeniu przesłanym w odpowiedzi do stołecznego radnego przez ZDM, z tymi, które odnaleźć można w polskich sklepach. Bez podawania konkretnych podmiotów, żeby nikt nas nie posądził o kryptoreklamę, bez trudu można zauważyć, że drzewa pochodzące od polskich dostawców byłyby sporo tańsze.

Dla przykładu, 5-metrowy jesion mannowy kosztuje ok. 5-6 tysięcy. Z kolei jesion wyniosły, który w momencie sprzedaży ma ok. 5-7 metrów, a jego docelowa wysokość to ok. 30 metrów, jest nieco droższy i kosztuje 9-10 tysięcy złotych. Nawet w tym drugim przypadku to wciąż połowa kwoty, którą za jedno drzewo podobnego gatunku zapłacono w Niemczech.

Tu warto zestawić powyższą informację z bonmotami, które wygłasza w ramach kampanii prezydenckiej Rafał Trzaskowski. Prezydent stolicy, który odwiedził jedną z firm z branży spożywczej w Łomży, podkreślił, że "wszyscy Polacy powinni wybierać polską żywność, bo jest to zdrowy wybór, a jednocześnie wspieranie polskich firm i polskich rolników".

- Sam kupiłem dziś same polskie towary. (...) Obserwujemy koniec naiwnej globalizacji. Jeśli jesteśmy bezpieczni, jeśli chodzi o żywność, możemy się czuć bezpiecznie jako państwo - zaznaczył.

Piękne i mądre słowa, teraz wystarczy już tylko przekonać włodarza stolicy i podległych mu urzędników do tego, aby zaczęli wdrażać je w życie. 

źr. wPolsce24

Polska

Trzaskowski prezydentem wszystkich Polaków? Na pewno nie tych, którzy zadają mu trudne pytania

opublikowano:
videoframe_47494.webp
Miliony Polaków zastanawiają się czy znany z uległości wobec wszelkich nakazów Unii Europejskiej rząd Donalda Tuska i kandydat tego obozu na prezydenta Rafał Trzaskowski będą realizowali założenia przyjętego Paktu Imigracyjnego. Tymczasem kandydat na prezydenta Trzaskowski i sam Tusk prześcigają się w deklaracjach o zapewnieniu szczelności polskich granic i blokowania migracji. Można im wierzyć?
Polska

Rafał Trzaskowski tłumaczy się ze współpracy z rosyjską firmą. "Jestem bardzo zaniepokojony"

opublikowano:
1809648_4.webp
(fot. screen za wPolsce24)
- Dowiedziałem się o tej sytuacji tydzień temu. Jestem tą sytuacją bardzo zaniepokojony - w takich słowach Rafał Trzaskowski, prezydent Warszawy odniósł się do informacji ujawnionych przez Wirtualną Polskę. Według publikacji portalu, Miejskie Zakłady Autobusowe w Warszawie mają tankować część swoich autobusów gazem pochodzącym z rosyjskich źródeł.
Gość Wiadomości

Stanisław Karczewski o Rafale Trzaskowskim: Taki człowiek absolutnie nie powinien być prezydentem Polski

opublikowano:
1811227_5.webp
- Karol Nawrocki ma szanse wygrać z Rafałem Trzaskowskim, bo przede wszystkim jest dobrym naturalnym kandydatem. On nie musi grać. On po prostu mówi, to co czuje - mówi w programie Polska Wybiera na antenie wPolsce24, były marszałek Senatu, a obecnie senator PiS Stanisław Karczewski.
Publicystyka

MSZ umywa ręce w sprawie afery wizowej na Filipinach. Tłumaczenia rzecznika to trochę publicystyki, ale znacznie więcej Barei

opublikowano:
msz_lapowki_wizy.webp
(fot. screen za wPolsce24)
- Nie wiem, nie znam się, nie orientuję się, zarobiony jestem - tym znanym i lubianym cytatem najprościej można byłoby podsumować to, co o aferze wizowej miał do powiedzenia rzecznik MSZ, Paweł Wroński. Były dziennikarz "Gazety Wyborczej", pracujący aktualnie w ministerstwie prowadzonym przez Radosława Sikorskiego przyznał, że MSZ zna temat, ale... jego zdaniem "system jest szczelny", a problemy wynikają z winy firm współpracujących z naszą placówką.
Publicystyka

Zaskakujące słowa posłanki. Porównała Kościół do PGR-u

opublikowano:
1814210_4.webp
Posłanka Lewicy była gościem Poranka wPolsce24 (fot. wPolsce24)
Rafał Trzaskowski dwoi się i troi, by obywatele przed wyborami zapomnieli, że chciał usuwać krzyże z warszawskich urzędów i pozuje na gorliwego katolika, a tymczasem jego sojusznicy z Lewicy zapowiadają kolejną "walkę z Kościołem". Posłanka tej formacji Anita Kucharska-Dziedzic, straszyła w rozmowie z Oliwierem Pochwatem, m.in. wypowiedzeniem konkordatu
Polska

Setki tysięcy złotych na warszawski szalet

opublikowano:
1814686_4.webp
650 tysięcy złotych za ubikację (fot. wPolsce24)
650 tysięcy złotych. Tyle kosztował mieszkańców Warszawy nowy miejski szalet zbudowany im przez prezydenta Rafała Trzaskowskiego. Już sama cena zwala z nóg, a jeżeli dodamy do tego fakt, że powstał on w mało uczęszczanym miejscu Parku Skaryszewskiego, a w dodatku wciąż nie można z niego korzystać, budzi coraz większe oburzenie wśród mieszkańców stolicy.