Piękny gest narodu niemieckiego. Uroczyście odsłonią kamień w Berlinie w rocznicę wymordowania polskich partyzantów

Przed objęciem rządów przez koalicję 13 grudnia, złośliwie zwaną przez niektórych koalicją 15 października, Donald Tusk i liczni przedstawiciele grupy trzymającej aktualnie władzę obiecali, że "dowiozą" temat reparacji.
Przypomnijmy, we wrześniu 2022 roku politycy Zjednoczonej Prawicy zaprezentowali na Zamku Królewskim w Warszawie dokument zatytułowany „Raport o stratach poniesionych przez Polskę w wyniku agresji i okupacji niemieckiej w czasie II wojny światowej 1939-1945”. Jak wynikało z dokumentu opracowanego przez interdyscyplinarny zespół naukowców, Polska w wyniku II wojny światowej straciła ponad 5 mln naszych obywateli.
Wspomniany zespół oszacował szkody wojenne na 6 bln 220 mld 609 mln zł.
Warto tu zaznaczyć, że niemal identycznie brzmiący raport - w czasie prezentacji wspomnianego tu dokumentu - znajdował się już w szufladach Ewy Kopacz. Tak oczywiście trzeba założyć, biorąc pod uwagę wszelkie pozostałe okoliczności i to, co wiemy o profesjonalistach w otoczeniu aktualnego premiera.
Po prezentacji tegoż raportu i rozpoczęciu starań dyplomatycznych przez rząd Zjednoczonej Prawicy, do kontrofensywy przeszli Niemcy, którzy bardzo szybko przyjęli stanowisko, że z punktu widzenia prawa sprawa reparacji jest zamknięta.
Wówczas do sprawy odniósł się ówczesny lider opozycji Donald Tusk, który upominał się o stworzenie przejrzystego harmonogramu prac dyplomatycznych w kwestii reparacji.
Nieco później, już jako premier nowego rządu, dodał - zaskakująco zgodnie z niemieckim punktem widzenia, że "w sensie prawnym kwestia reparacji została zamknięta wiele lat temu". Jeśli ktoś sądzi, że Tusk powiedział to samo, co mówili Niemcy dlatego, że jest niemieckim agentem wpływu, to oczywiście jest idiotą. Tego nie trzeba udowadniać, tak po prostu jest.
Dlaczego Tusk mówił w tej sprawie to samo, co mówili nasi zachodni sąsiedzi? To proste. Była to oczywista strategia negocjacyjna, której celem było uzyskanie przez Polskę maksymalnie tego, co można uzyskać od Niemiec w ramach reparacji. Nowy szef rządu - niczym Machiavelli - przyznawał bowiem (w czasie rozmowy z ówczesnym kanclerzem Scholzem), że "kwestia moralnego, finansowego, materialnego zadośćuczynienia nigdy nie została zrealizowana".
- To jest zawsze dobry temat do poważnej rozmowy, ale - inaczej niż moi poprzednicy - będę szukał wspólnie z kanclerzem Scholzem takich form współpracy, które z przeszłości nie uczynią jakiegoś fatum, które by ciążyło nad naszymi relacjami. Bardzo bym chciał, żeby ta refleksja historyczna i decyzje, które mogłyby nas usatysfakcjonować, żeby one służyły przyszłości, wspólnemu bezpieczeństwu. Podejrzewam, że kanclerz może mieć inne zdanie. Ja uważam, że Niemcy mają tutaj coś do zrobienia. Nie będę używał tej narracji w sposób agresywny. Nie tylko dlatego, że jestem polskim politykiem, jestem też historykiem i jestem gdańszczaninem. Wszystkie te trzy powody każą mi myśleć serio o tym, że wyrównanie pewnych rachunków byłoby na pewno dziejową sprawiedliwością - podkreślał Tusk.
To się w końcu udało! Naprawdę.
Na początku kwietnia do Berlina przywieziono kamień, który ma upamiętnić polskie ofiary II wojny światowej. W pierwotnej wersji na terenie dawnej Opery Krolla w centrum miasta miał stanąć pomnik na cześć milionów polskich mieszkańców, którzy padli ofiarą niemieckiej napaści na Polskę i okupacji w latach 1939-1945. Jednak na taki gest ze strony niemieckiego rządu zabrakło pieniędzy, dlatego na razie o polskich ofiarach będzie przypominał ważący niemal 30 ton głaz. Teraz - jak czytamy w Deutsche Welle - kamień zostanie uroczyście odsłonięty.
- Kamień Pamięci dla Polski w Berlinie zostanie oficjalnie odsłonięty 16 czerwca - podał na #forumpolskoniemieckie dyrektor Niemieckiego Instytutu Spraw Polskich (DPI) w Darmstadt Prof. Peter Oliver Loew. #kamieńpamięci #Berlin - czytamy na portalu X na koncie Deutsche Welle.
Rząd Tuska zatem nie tylko dowiózł temat reparacji, ale jeszcze niezwykle precyzyjnie dopracował z naszymi sąsiadami datę ukazania tego, co "Niemcy mają do zrobienia" i jak mogą "wyrównać pewne rachunki". Dlaczego zatem 16 czerwca?
Może się wydawać, że jest to dziełem przypadku, ale wiele wskazuje na to, że służby dyplomatyczne polskie i niemieckie tę datę wybrały niezwykle precyzyjnie.
Złośliwi mogliby co prawda sugerować, że wybrano dzień, w którym 1944 roku niemieckie wojska rozpoczęły akcję Sturmwind II, której celem było rozprawienie się z polską partyzantką w Puszczy Solskiej, jednak nic bardziej mylnego.
Otóż 2023 właśnie tego dnia reprezentacja Polski pokonała 1:0 drużynę Niemiec w towarzyskim meczu rozegranym na PGE Narodowym.
To też był oczywiście sukces wiadomo kogo. Miał to wszystko rozpisane w szufladzie.
źr. wPolsce24