"Gazeta Wyborcza" znów szokuje, tym razem tekstem o niemieckiej okupacji. "W pewnym sensie byli turystami w Polsce"

Jaki jest cel tej publikacji? Chodzi li tylko i wyłącznie o zaszokowanie czytelnika? O prowokację? Chyba tak, bo nie sposób inaczej tłumaczyć artykułu, który ukazał się w "Gazecie Wyborczej" pod tytułem: "Śnieżki, żarty i śpiew, zwykłe życie zwykłych ludzi. Niemieccy żołnierze i ich domowe kamery".
Naziści byli źli, ale ładnie filmowali
Dziennikarz "Gazety" Dawid Dróżdż rozmawia z Dariuszem Krajewskim, autorem projektu "poświęconego amatorskim nagraniom kręconym przez Niemców na ziemiach polskich w czasie II wojny światowej".
W zasadzie trudno odnosić się jakoś do wspomnianego tekstu wprost, więc przytoczmy po prostu kilka fragmentów:
- Co naziści filmowali w Polsce? - pyta redaktor.
- Wielu niemieckich żołnierzy podczas wojny po raz pierwszy wyjechało za granicę. W pewnym sensie byli turystami w Polsce. Tylko że w tę turystykę była wpisana przemoc. Zdarzało się, że w jednej sekwencji widzieliśmy piękne niebo, ludzi zwiedzających miasto i… wychudzonych Żydów pracujących ciężko w getcie. Niemcy często filmowali biedę – pokazywali, że na polskiej wsi są błoto i chaty kryte strzechą. Przeżywali szok kulturowy - odpowiada jego rozmówca.
Dalej jest jeszcze "ciekawiej":
- Home movies – tak jak filmy tego typu nagrywane przed wojną – prezentowały codzienność. Niemcy filmowali siebie samych, np. w trakcie ćwiczeń, odpoczynku czy podróży. Te materiały wywołują pewien dysonans poznawczy. Stereotypowo postrzegamy nazistów jako poważnych, budzących grozę mężczyzn noszących skórzane płaszcze. Home movies ukazują ich zupełnie inną stronę. Widzimy, jak rzucają się śnieżkami, żartują i śpiewają. Zwykli ludzie prowadzący zwykłe życie - tłumaczy autor.
Pogrubienia w tekście to nasza sprawka. Moglibyśmy wkleić jeszcze kilka cytatów, ale - dysonans poznawczy - przy tym tekście sprawia, że nie chcemy jeszcze bardziej szokować. Wiemy oczywiście, że nikt z naszych czytelników nie ma złudzeń co do "Gazety Wyborczej", ale ten tekst bulwersuje nawet wówczas, jeśli bierze się "poprawkę" na jego źródło.
Niemcy relatywizują historię i uciekają od odpowiedzialności
Wspomniany tekst "Wyborcza" publikuje w czasach, kiedy Niemcy - coraz częściej samych siebie widzą w roli ofiary "nazizmu". To kłamstwo jest podstawą niemieckiej polityki historycznej, świadomie powielają je kolejni kanclerze.
Ci sami Niemcy upamiętniając polskie ofiary II wojny światowej - przywożą do swojej stolicy 30-tonowy głaz. Kamień, który postawili na terenie dawnej Opery Krolla w centrum miasta ma być symbolem... no właśnie, czego? Zwłaszcza, że staje tam, gdzie stanąć miał pomnik na cześć milionów polskich mieszkańców, którzy padli ofiarą niemieckiej napaści na Polskę i okupacji w latach 1939-1945.
Jednak na taki gest ze strony niemieckiego rządu zabrakło pieniędzy, dlatego na razie o polskich ofiarach będzie przypominał ważący niemal 30 ton głaz.
Bezpośrednio po tej prowokacji, nowy szef Instytutu Pileckiego prof. Krzysztof Ruchniewicz odwołuje berlińską konferencję na temat zrabowanych przez Niemców polskich dzieł sztuki. Jak sądzicie, jest oburzony na bezczelny gest naszych sąsiadów? Nic bardziej mylnego. Odwołuje konferencję, bo w Radzie UE trwa - bezobjawowa - polska prezydencja, a to ponoć "zły czas, by podejmować tematy trudne dla Berlina".
Przypomnijmy zatem, bo nigdy dość przypominania, fragmenty raportu o stratach poniesionych przez Polskę w wyniku agresji i okupacji niemieckiej w czasie II wojny światowej 1939-1945, który przygotował rząd Zjednoczonej Prawicy:
- Agresja Niemiec na Polskę była pierwszą, a przy tym niezwykle brutalną kampanią II wojny światowej. Międzynarodowy Trybunał Wojskowy w Norymberdze wydzielił w 1946 r. wiele kategorii zbrodni niemieckich, to m.in.: planowanie, rozpoczęcie i prowadzenie wojny napastniczej, morderstwa dokonywane na jeńcach wojennych i ludności cywilnej, masowa eksterminacja w obozach, pokazowe egzekucje, praca niewolnicza, wysiedlenia ludności, celowe burzenie miast, wsi oraz osiedli. Podczas II wojny światowej Polska poniosła największe, w stosunku do całkowitej liczby ludności i majątku narodowego, straty osobowe i materialne ze wszystkich państw europejskich. Trudno znaleźć w dziejach współczesnej Europy przykład tak metodycznej i gigantycznej zbrodni, która nie została ukarana.
II wojna światowa tak naprawdę nie została we właściwy sposób osądzona, nie została we właściwy sposób nigdy przedstawiona, z punktu widzenia strat i zadośćuczynienia tych strat - czytamy we wspomnianym dokumencie.
Negatywne skutki II wojny światowej w sferze demografii, gospodarki, infrastruktury, rozwoju nauki, edukacji i kultury odczuwane są przez Polskę i Polaków do dzisiaj. Każdy rok wojny i okupacji przenosił państwo polskie na niższy poziom rozwoju we wszystkich aspektach życia publicznego, gospodarczego czy społecznego. Współczesne państwo polskie dziś byłoby w zupełnie innym miejscu rozwoju cywilizacyjnego na mapie świata i Europy, gdyby nie skutki II wojny światowej. Cała gospodarka, całe państwo polskie, które nie mogło się normalnie rozwijać. Musimy o tym wiedzieć, bo strata ponad 5,2 milionów ludzi to pewnego rodzaju liczba, której nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić - precyzuje raport i przypomina, że Polska w wyniku II wojny światowej straciła ponad 5 mln naszych obywateli.
Jednocześnie zespół pracujący nad raportem szacuje szkody wojenne na 6 bln 220 mld 609 mln zł.
Można byłoby zapytać: za co? Przecież oni tu przyjechali li tylko i wyłącznie w celach turystycznych, żeby sobie filmy nagrać i przeżyć "szok kulturowy", prawda?
źr. wPolsce24