Tajne ćwiczenia czy irańscy szpiedzy? Tajemnicze drony nad New Jersey
Pierwsze doniesienia o tajemniczych dronach nad New Jersey pojawiły się 18 listopada. Federalna Administracja Lotnictwa poinformowała wtedy, że zauważono je nad hrabstwem Morris. Głośno zrobiło się o nich jednak dopiero wtedy, kiedy zauważono je w pobliżu Arsenału Picatinny, placówki badawczej amerykańskich sił zbrojnych, i nad klubem golfowym w Bedminster, który należy do Donalda Trumpa. FAA później wprowadziła nad tymi obszarami strefy zakazu lotów.
Drony zauważono także kilkukrotnie nad bazą marynarki NWS Earle.
Latają nad Wschodnim Wybrzeżem USA
Od tego czasu kolejne doniesienia o tajemniczych dronach pojawiają się codziennie. Łącznie mogło ich być już kilka tysięcy. Służby podkreślają jednak, że faktyczna liczba jest mniejsza, bo różne osoby zgłaszają, że widziały ten sam dron. Wiele tych obserwacji to też zwykłe pomyłki – przedstawiciel FBI powiedział niedawno mediom, że otrzymali ok. 5 tys. zgłoszeń, ale mniej niż stu wypadków nie dało się łatwo wytłumaczyć.
W większości wypadków drony widziano nad New Jersey, ale zauważono je też nad pięcioma okolicznymi stanami, jak Nowy Jork, Connecticut, Pensylwania, Wirginia i Massachusetts. W Nowym Jorku ich aktywność sprawiła, że lotnisko międzynarodowe Stewart wstrzymało w piątek loty na ok. godzinę. Prezydent Staten Island ujawnił, że zauważono je nad infrastrukturą krytyczną, jak Port Liberty czy Fort Wadsworth, jedną z najstarszych instalacji wojskowych w USA.
W większości można je zaobserwować w nocy – od zachodu słońca do wczesnych godzin rannych. Czasami pojawiają się całymi grupami. Wielu świadków twierdzi, że są bardzo duże, wielkości dużego samochodu osobowego, i potrafią utrzymać się w powietrzu nawet przez sześć godzin. Sugeruje to, że nie są to drony używane przez hobbystów ani nawet przez takie służby jak policja czy straż pożarna.
Nie stanowią zagrożenia?
Czym są te drony? Zarówno administracja Joe Bidena, jak i służby federalne i lokalne władze twierdzą, że nie stanowią one zagrożenia – ale na razie nie wydano żadnego komunikatu, który ujawniłby, skąd się wzięły i kto je kontroluje. Politycy – od burmistrzów po gubernatorów i senatorów – nie ukrywają już frustracji i coraz częściej oskarżają Biały Dom o zbyt słabą reakcję i o to, że nie przekazuje im wszystkich informacji. Przedstawiciele służb rozkładają ręce. Nawet pytani przez Kongres przyznają, że jeszcze nie wiedzą, czym te drony są w istocie.
Obecność dronów nad krytyczną infrastrukturą i bazami wojskowymi wywołała podejrzenia, że stoją za tym służby obcych, wrogich USA państw. Republikański kongresman z New Jersey Jeff Van Drew przekonywał, że odpowiedzialny jest Iran, a drony operują ze statku, który czai się w pobliżu wschodniego wybrzeża USA.
Zastępca rzecznika Pentagonu Sabrina Singh zdementowała jednak te informacje. Stwierdziła, że nie ma żadnego irańskiego statku, a Pentagon nie podejrzewa, żeby stały za tym służby obcych państw. Także Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego (DHS) twierdzi, że nie ma na razie powodów podejrzewać, że te drony należą do obcego państwa.
Dlaczego wojsko nie strzela?
Dlaczego więc Amerykanie nie zestrzelili któregoś z dronów, żeby zbadać wrak? Takie rozwiązanie postulowało wielu polityków z obu partii, z prezydentem-elektem Donaldem Trumpem na czele.
Powodem, dla którego tego nie zrobiono, są przepisy, a konkretniej podsekcja 130i dziesiątego rozdziału amerykańskiego kodeksu, który reguluje rolę i uprawnienia amerykańskich sił zbrojnych. Daje ona prawo do strzelania do niezidentyfikowanych dronów w zasadzie tylko wtedy, gdy atakują one amerykańskie bazy wojskowe lub gdy jest niemal pewne, że atak wkrótce nastąpi.
Jak donoszą amerykańskie media, żaden z dronów nie został na razie zauważony w zastrzeżonej przestrzeni powietrznej. W pozostałych wypadkach wojsko ma w dużym stopniu związane ręce. Nawet metody zwalczania dronów, które nie używają rakiet czy działek, są tutaj dosyć ograniczone, bo mogą mieć wpływ na cywili. Z tego powodu wojsko np. niespecjalnie może zagłuszyć sygnał GPS dronów.
Tajemnicze obiekty nad New Jersey nie są pierwszą sytuacją, gdy takie pojazdy zdają się szpiegować USA. Tego typu incydenty mają miejsce od lat i wielu polityków uważa, że dotychczasowe przepisy dotyczące zwalczania dronów nad terytorium USA powinny być zliberalizowane.
Nawet gdyby tak się stało, wątpliwe jest jednak, by wojsko zdecydowało się do nich strzelać. Jak wspomniano wcześniej, wiele dotychczasowych obserwacji okazało się być pomyłkami. Wprawdzie wojsko dysponuje dużo bardziej zaawansowanymi systemami identyfikacji obiektów latających niż przypadkowy cywil z lornetką, ale to nie znaczy, że nie mogą przez pomyłkę zestrzelić cywilnego samolotu – tym bardziej, że wiele dronów zauważono w miejscach, gdzie ruch lotniczy jest intensywny.
Zestrzelony dron musi też gdzieś spaść, a ryzyko, że w gęsto zaludnionym Wschodnim Wybrzeżu spadnie na np. budynek mieszkalny jest znaczące. Gdy nad USA leciał chiński balon zwiadowczy, z jego zestrzeleniem czekano, aż znajdzie się nad morzem.
Tajne ćwiczenia?
Inną teorię ma Laura Ballman, była oficer CIA. Jej zdaniem te drony mogą być elementem tajnych ćwiczeń. Jej zdaniem amerykańskie siły zbrojne albo ćwiczą, w jaki sposób wykrywać drony w terenie miejskim, albo jak uniknąć ich wykrycia. Zwróciła uwagę na słowa rzecznika prasowego Narodowej Rady Bezpieczeństwa Johna Kirbiego, który stwierdził, że drony nie latają nielegalnie. To tłumaczyłoby, dlaczego władze nie ujawniają zbyt wielu informacji, chociaż jej zdaniem informacje na ten temat powinny być bardziej transparentne.
Historia pokazuje, że ta teoria może mieć sens. W 1947 roku baza lotnicza w Roswell ogłosiła znalezienie „latającego spodka”. Później stwierdzili, że był to balon pogodowy, ale mało kto już w to uwierzył, a do dzisiaj wiele osób jest przekonanych, że w Roswell rozbili się kosmici. Wielu historyków uważa jednak, że bliższa prawdy była druga wersja.
Wtedy w tej bazie testowano ściśle tajne balony, które miały służyć do monitorowania rosyjskich testów atomowych – i historia o latającym spodku mogła zostać wymyślona po to, by odwrócić uwagę od tego, że to właśnie jeden z nich się rozbił.
W latach 80. XX wieku pojawiło się też wiele doniesień o UFO o trójkątnych kształtach – raczej nie jest przypadkiem, że USA testowały wtedy niewidzialne bombowce F-117 i B-2, które mają właśnie taki kształt.
źr. wPolsce24 za BBC, "NYTimes", "NYPost"