Publicystyka

Tajne ćwiczenia czy irańscy szpiedzy? Tajemnicze drony nad New Jersey

opublikowano:
drone-3565438_1280.webp
Mieszkańcy zauważają je co noc od miesiąca, ale nadal nie ujawniono z czym mamy do czynienia (fot. ilustracyjna Pixabay)
Cała Ameryka zastanawia się, czym są tajemnicze drony, które od kilku tygodni latają nad Wschodnim Wybrzeżem. Co o nich wiemy?

Pierwsze doniesienia o tajemniczych dronach nad New Jersey pojawiły się 18 listopada. Federalna Administracja Lotnictwa poinformowała wtedy, że zauważono je nad hrabstwem Morris. Głośno zrobiło się o nich jednak dopiero wtedy, kiedy zauważono je w pobliżu Arsenału Picatinny, placówki badawczej amerykańskich sił zbrojnych, i nad klubem golfowym w Bedminster, który należy do Donalda Trumpa. FAA później wprowadziła nad tymi obszarami strefy zakazu lotów.

Drony zauważono także kilkukrotnie nad bazą marynarki NWS Earle. 

Latają nad Wschodnim Wybrzeżem USA 

Od tego czasu kolejne doniesienia o tajemniczych dronach pojawiają się codziennie. Łącznie mogło ich być już kilka tysięcy. Służby podkreślają jednak, że faktyczna liczba jest mniejsza, bo różne osoby zgłaszają, że widziały ten sam dron. Wiele tych obserwacji to też zwykłe pomyłki – przedstawiciel FBI powiedział niedawno mediom, że otrzymali ok. 5 tys. zgłoszeń, ale mniej niż stu wypadków nie dało się łatwo wytłumaczyć.

W większości wypadków drony widziano nad New Jersey, ale zauważono je też nad pięcioma okolicznymi stanami, jak Nowy Jork, Connecticut, Pensylwania, Wirginia i Massachusetts. W Nowym Jorku ich aktywność sprawiła, że lotnisko międzynarodowe Stewart wstrzymało w piątek loty na ok. godzinę. Prezydent Staten Island ujawnił, że zauważono je nad infrastrukturą krytyczną, jak Port Liberty czy Fort Wadsworth, jedną z najstarszych instalacji wojskowych w USA.

W większości można je zaobserwować w nocy – od zachodu słońca do wczesnych godzin rannych. Czasami pojawiają się całymi grupami. Wielu świadków twierdzi, że są bardzo duże, wielkości dużego samochodu osobowego, i potrafią utrzymać się w powietrzu nawet przez sześć godzin. Sugeruje to, że nie są to drony używane przez hobbystów ani nawet przez takie służby jak policja czy straż pożarna.

Nie stanowią zagrożenia? 

Czym są te drony? Zarówno administracja Joe Bidena, jak i służby federalne i lokalne władze twierdzą, że nie stanowią one zagrożenia – ale na razie nie wydano żadnego komunikatu, który ujawniłby, skąd się wzięły i kto je kontroluje. Politycy – od burmistrzów po gubernatorów i senatorów – nie ukrywają już frustracji i coraz częściej oskarżają Biały Dom o zbyt słabą reakcję i o to, że nie przekazuje im wszystkich informacji. Przedstawiciele służb rozkładają ręce. Nawet pytani przez Kongres przyznają, że jeszcze nie wiedzą, czym te drony są w istocie. 

Obecność dronów nad krytyczną infrastrukturą i bazami wojskowymi wywołała podejrzenia, że stoją za tym służby obcych, wrogich USA państw. Republikański kongresman z New Jersey Jeff Van Drew przekonywał, że odpowiedzialny jest Iran, a drony operują ze statku, który czai się w pobliżu wschodniego wybrzeża USA.

Zastępca rzecznika Pentagonu Sabrina Singh zdementowała jednak te informacje. Stwierdziła, że nie ma żadnego irańskiego statku, a Pentagon nie podejrzewa, żeby stały za tym służby obcych państw. Także Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego (DHS) twierdzi, że nie ma na razie powodów podejrzewać, że te drony należą do obcego państwa. 

Dlaczego wojsko nie strzela?

Dlaczego więc Amerykanie nie zestrzelili któregoś z dronów, żeby zbadać wrak? Takie rozwiązanie postulowało wielu polityków z obu partii, z prezydentem-elektem Donaldem Trumpem na czele.

Powodem, dla którego tego nie zrobiono, są przepisy, a konkretniej podsekcja 130i dziesiątego rozdziału amerykańskiego kodeksu, który reguluje rolę i uprawnienia amerykańskich sił zbrojnych. Daje ona prawo do strzelania do niezidentyfikowanych dronów w zasadzie tylko wtedy, gdy atakują one amerykańskie bazy wojskowe lub gdy jest niemal pewne, że atak wkrótce nastąpi.

Jak donoszą amerykańskie media, żaden z dronów nie został na razie zauważony w zastrzeżonej przestrzeni powietrznej. W pozostałych wypadkach wojsko ma w dużym stopniu związane ręce. Nawet metody zwalczania dronów, które nie używają rakiet czy działek, są tutaj dosyć ograniczone, bo mogą mieć wpływ na cywili. Z tego powodu wojsko np. niespecjalnie może zagłuszyć sygnał GPS dronów.

Tajemnicze obiekty nad New Jersey nie są pierwszą sytuacją, gdy takie pojazdy zdają się szpiegować USA. Tego typu incydenty mają miejsce od lat i wielu polityków uważa, że dotychczasowe przepisy dotyczące zwalczania dronów nad terytorium USA powinny być zliberalizowane.

Nawet gdyby tak się stało, wątpliwe jest jednak, by wojsko zdecydowało się do nich strzelać. Jak wspomniano wcześniej, wiele dotychczasowych obserwacji okazało się być pomyłkami. Wprawdzie wojsko dysponuje dużo bardziej zaawansowanymi systemami identyfikacji obiektów latających niż przypadkowy cywil z lornetką, ale to nie znaczy, że nie mogą przez pomyłkę zestrzelić cywilnego samolotu – tym bardziej, że wiele dronów zauważono w miejscach, gdzie ruch lotniczy jest intensywny.

Zestrzelony dron musi też gdzieś spaść, a ryzyko, że w gęsto zaludnionym Wschodnim Wybrzeżu spadnie na np. budynek mieszkalny jest znaczące. Gdy nad USA leciał chiński balon zwiadowczy, z jego zestrzeleniem czekano, aż znajdzie się nad morzem.

Tajne ćwiczenia? 

Inną teorię ma Laura Ballman, była oficer CIA. Jej zdaniem te drony mogą być elementem tajnych ćwiczeń. Jej zdaniem amerykańskie siły zbrojne albo ćwiczą, w jaki sposób wykrywać drony w terenie miejskim, albo jak uniknąć ich wykrycia. Zwróciła uwagę na słowa rzecznika prasowego Narodowej Rady Bezpieczeństwa Johna Kirbiego, który stwierdził, że drony nie latają nielegalnie. To tłumaczyłoby, dlaczego władze nie ujawniają zbyt wielu informacji, chociaż jej zdaniem informacje na ten temat powinny być bardziej transparentne.

Historia pokazuje, że ta teoria może mieć sens. W 1947 roku baza lotnicza w Roswell ogłosiła znalezienie „latającego spodka”. Później stwierdzili, że był to balon pogodowy, ale mało kto już w to uwierzył, a do dzisiaj wiele osób jest przekonanych, że w Roswell rozbili się kosmici. Wielu historyków uważa jednak, że bliższa prawdy była druga wersja.

Wtedy w tej bazie testowano ściśle tajne balony, które miały służyć do monitorowania rosyjskich testów atomowych – i historia o latającym spodku mogła zostać wymyślona po to, by odwrócić uwagę od tego, że to właśnie jeden z nich się rozbił.

W latach 80. XX wieku pojawiło się też wiele doniesień o UFO o trójkątnych kształtach – raczej nie jest przypadkiem, że USA testowały wtedy niewidzialne bombowce F-117 i B-2, które mają właśnie taki kształt. 

źr. wPolsce24 za BBC, "NYTimes", "NYPost"

Publicystyka

Michał Karnowski ocenia plan UE i Tuska na Polskę: Mamy być nędzarzami, to jest szajba

opublikowano:
1805793_5.webp
Michał Karnowski jest pod wrażeniem skali protestu energetyków
W Warszawie trwa duży protest energetyków. Według redaktora Michała Karnowskiego, protestujący zabierają głos nie tylko w swoim imieniu, ale także w imieniu wszystkich Polaków, którzy mają dość zwijania naszego kraju i serwowaniu nam nędzy.
Publicystyka

Michał Karnowski: to, co widzimy pod pomnikiem to sowietyzacja przestrzeni publicznej

opublikowano:
1807079_3.webp
Michał Karnowski był gościem Oliwiera Pochwata w programie "Tu jest Polska" na antenie telewizji wPolsce24. Redaktor tygodnika "Sieci" nie krył cierpkich słów pod adresem ludzi, którzy pod pomnikiem ofiar katastrofy smoleńskiej próbują bezcześcić pamięć poległych.
Publicystyka

MSZ umywa ręce w sprawie afery wizowej na Filipinach. Tłumaczenia rzecznika to trochę publicystyki, ale znacznie więcej Barei

opublikowano:
msz_lapowki_wizy.webp
(fot. screen za wPolsce24)
- Nie wiem, nie znam się, nie orientuję się, zarobiony jestem - tym znanym i lubianym cytatem najprościej można byłoby podsumować to, co o aferze wizowej miał do powiedzenia rzecznik MSZ, Paweł Wroński. Były dziennikarz "Gazety Wyborczej", pracujący aktualnie w ministerstwie prowadzonym przez Radosława Sikorskiego przyznał, że MSZ zna temat, ale... jego zdaniem "system jest szczelny", a problemy wynikają z winy firm współpracujących z naszą placówką.
Publicystyka

Warszawa zapłaciła ponad milion złotych za drzewa od Niemców. Czy było warto?

opublikowano:
styczen.webp
(fot. Pixabay / X / Rafał Trzaskowski)
Kandydat KO na prezydenta Rafał Trzaskowski oficjalnie rozpoczął kampanię prezydencką. Człowiek, który dał się poznać z wdrażania skrajnie lewicowej agendy, teraz próbuje uchodzić za umiarkowanego konserwatystę, który mówi dużo o "patriotyzmie gospodarczym". Niestety, jedynie mówi, bo na aktywności podległych mu instytucji zarabiają Niemcy, współorganizatorzy "Campusu Polska Przyszłości". I to naprawdę niemałe pieniądze!
Publicystyka

Zaskakujące słowa posłanki. Porównała Kościół do PGR-u

opublikowano:
1814210_4.webp
Posłanka Lewicy była gościem Poranka wPolsce24 (fot. wPolsce24)
Rafał Trzaskowski dwoi się i troi, by obywatele przed wyborami zapomnieli, że chciał usuwać krzyże z warszawskich urzędów i pozuje na gorliwego katolika, a tymczasem jego sojusznicy z Lewicy zapowiadają kolejną "walkę z Kościołem". Posłanka tej formacji Anita Kucharska-Dziedzic, straszyła w rozmowie z Oliwierem Pochwatem, m.in. wypowiedzeniem konkordatu
Publicystyka

Polacy wściekli za deptanie jedzenia. Kim trzeba być żeby tak zrobić? Wraca sprawa naleśnika

opublikowano:
nalesni1.webp
Poseł Zembaczyński zdeptał naleśnika (fot. wPolsce24)
Większość polskich mam zawsze powtarzała swoim dzieciom żeby nie marnować jedzenia. Choć dla wielu z nas jest to truizm, to poseł Zembaczyński najwyraźniej nie słuchał swojej mamy i okazał wręcz karygodny brak szacunku dla "darów nieba", depcząc go swoim buciorem. Choć od sytuacji minęło już kilka dni, w internecie wciąż słychać głosy oburzenia postawą parlamentarzysty.