Hołownia roi o niezależności. Czy lider Polski 2050 właśnie nazwał Trzaskowskiego "złem"?

Problem polega na tym, że to wszystko brzmi dziś jak polityczne science fiction. Bo jeśli ktoś przez całą swoją karierę w polityce poruszał się w cieniu Tuska, to właśnie Hołownia. Bez Platformy i bez jej medialnego zaplecza Hołownia politycznie najpewniej by nie istniał. Od momentu, gdy jego „projekt” został spuszczony z TVN-u i podany wyborcom jako „trzecia droga”, wszystko wskazywało, że ma służyć jednemu: zagospodarowaniu głosów tych wyborców, którzy nie lubią PiS-u, ale pamiętają też poprzednie rządy Tuska i nigdy na niego nie zagłosują. I Hołownia wywiązał się z zadania doskonale. Dowiózł Tuskowi dokładnie tyle głosów, ile było trzeba.
W Sejmie mając usta pełne frazesów o "nowej jakości" i "zgodzie", Hołownia w najważniejszych sprawach głosował zawsze tak jak PO. Rządy koalicji 13 grudnia zaczęły się od procedowania słynnej ustawy wiatrakowej, dzięki której "ministra" klimatu z partyjki Hołowni, Paulina Hennig-Kloska zaczęła być złośliwie nazywana Pauliną Siemens-Klęską. Sama ustawa była jak najbardziej w smak środowisku politycznemu Platformy, ale znów jej brzydkie odium wzięli na barki "niezależni" ludzie Hołowni.
Ręka Hołowni nie zadrżała nawet wówczas, gdy wbrew budowanemu przez lata wizerunkowi katolika musiał zagłosować razem z PO w sprawie proaborcyjnych projektów, które ostatecznie nie weszły w życie tylko dzięki posłom PSL. Hołownia tłumaczył się, że... obiecał dość kłótni i dlatego poparł proaborcyjne zapisy.
Czy jednak teraz zasada "dość kłótni", czyli "nie fikaj Tuskowi" już nie obowiązuje, skoro Hołownia pytany, czy w takiej sytuacji (jeśli nie wejdzie do II rury) zagłosuje na Rafała Trzaskowskiego, odpowiedział: "być może zagłosuję na mniejsze zło".
Ależ obowiązuje nadal, nie dajmy się zwieść. Hołownia stara się powtórzyć manewr z wyborów parlamentarnych i gra na osłabienie kandydatów prawicowych. Znów liczy na to, że jeszcze ktoś uwierzy, że jest on kandydatem niezależnym od Tuska. Ma znów zagospodarować głosy tych, którzy nie chcą Nawrockiego (bo popiera go PiS), nie chcą Mentzena (bo zbyt radykalny) i nie chcą Trzaskowskiego (bo widzą chociażby, ile jest wart w roli prezydenta Warszawy i dość mają jego ideologicznych wolt).
Aktywność pana marszałka kandydata skupia się głównie na Mentzenie. To kandydata Konfederacji Hołownia wziął na cel jako głównego konkurenta. Nie jest to przecież strategia obliczona na wyborcze zwycięstwo, tylko kopanie dołów pod konkurentem Trzaskowskiego.
"Jeżeli do drugiej tury nie wejdę, to jest oczywiste, że nie mogę poprzeć Mentzena, bo to jest zagrożenie dla państwa, natomiast Tadeusz Batyr jako Karol Nawrocki też nie jest rozwiązaniem (dla państwa) - zagłosuję na mniejsze zło" - to inny cytat z Hołowni
Problem Hołowni polega na tym, że takich wyborców, którzy się jeszcze na nim nie poznali, jest coraz mniej. Z lansu "na katolika" nie można już za bardzo skorzystać, na opowiadanie bajek o swojej niezależności, w sytuacji gdy karnie popiera się wszystkie najgorsze pomysły Tuska i jego ekipy, też już mało kto się nabiera. Cóż więc zostaje? Chyba można się pośmiać po prostu.
źr. wPolsce24 za PAP