Wysypał na pole 150 ton ziemniaków. Zaskakujący zwrot akcji w sprawie kartofli z Podkarpacia. "Ja nie wiem, jak to się stało"
Informacja, która została podana na portalu Nowiny24 nie była sprawdzona, za to była opatrzona filmami, jak okoliczni rolnicy zabierają ziemniaki pozostawione na polu.
Jak się jednak okazuje, to nie żaden rolnik wysypał swoje ziemniaki i powiedział, żeby je zbierać, a po prostu właściciel pobliskiej gorzelni zakupił 150 ton ziemniaków po to, aby przerobić je na alkohol. Skończyło się niestety tak, że ziemniaków nie ma. Jest za to strata w wysokości 60 tysięcy złotych.
- Ja nie wiem jak to się stało, ponieważ ja w sobotę i w niedzielę byłem wyłączony. Nie mieszkam tu na miejscu. Mieszkam po prostu 100 kilometrów stąd prawie. Nie miałem kontaktu w ogóle. Jak przyjechałem wczoraj wieczorem do domu, to okazało się, że tyle wiadomości jest, że mi ukradli ziemniaki, że głowa pęka. Szok. Dla mnie jest to szok - mówił w rozmowie z reporterem telewizji wPolsce24 Rafałem Jarząbkiem właściciel gorzelni.
Kiedy informacja o fatalnej pomyłce dotarła do pobliskich rolników, zaczęły się pierwsze telefony z przeprosinami.cNiekiedy rolnicy powiedzieli, że po prostu ziemniaki odwiozą, inni powiedzieli, że mogą za nie zapłacić. Pan Piotr z powrotem tych ziemniaków już nie chce, ponieważ nie wie, co się przez ten czas z nimi działo, a bardzo ważne jest to, żeby ten produkt, z którego następnie powstanie alkohol był sprawdzony.
To rząd odpowiada za tę aferę?
Do takich sytuacji może dochodzić, ponieważ tzw. samozbiory są coraz bardziej popularne. Rolnikom nie opłaca się sprzedawać swoich dóbr, które wyhodowali w skupach, ponieważ ceny, które proponują skupy są tak niskie, że po prostu nieopłacalne jest wykopywanie np. ziemniaków czy też zrywanie papryki.
Warto jest jednak pamiętać o podstawowych zasadach, kiedy jedziemy do kogoś na samozbiory. Upewnijmy się, że właściciel tego pola jest z nami na miejscu, że na pewno możemy wejść. No i dopytajmy się, z której grządki możemy takie warzywa od rolnika sobie wziąć.
Sytuacja z Dąbrownicy pokazuje, że nie każdy trzyma się tych zasad. Tym bardziej, że 60 tysięcy złotych, to są naprawdę ogromne pieniądze.
Więcej szczegółów w materiale wideo
źr. wPolsce24