Więcej szczurów niż mieszkańców. Polskie miasta zmagają się z poważnym problemem. W jednym jest szczególnie źle

Według danych podawanych przez sanepid i cytowanych przez media, w Polsce żyje aż około 19 milionów szczurów, czyli statystycznie na każdych dwóch Polaków przypada jeden szczur.
Co zrozumiałe, największe ich populacje notuje się w największych miastach, takich jak Warszawa, Kraków, Wrocław, Poznań czy Trójmiasto - w Gdańsku i Gdyni głównie w okolicach portowych.
We Wrocławiu sytuacja jest szczególnie alarmująca – niektóre opracowania mówią o co najmniej milionie gryzoni w mieście.
Według radia tok.fm, jeden z deratyzatorów szacuje, że na mieszkańca Wrocławia może przypadać od jednego do siedmiu szczurów.
"Ulica szczurów”? Wrocław i jego problem
Media określają ulicę Igielną we Wrocławiu mianem „Rat Street” („ulicy szczurów”). Nazwa ta została nawet wprowadzona do map Google. Mieszkańcy skarżą się, że niezależnie od pory dnia gryzonie biegają między śmietnikami, a nawet pojawiają się w klatkach schodowych czy piwnicach.
Choć władze Wrocławia informują, że rocznie miasto przeznacza na deratyzację ponad 2,5 miliona złotych - problem nie znika. Miasto stawia także na innowacje – instalowane są „szczuroodporne” pojemniki na śmieci, by ograniczyć dostęp gryzoni do źródeł pożywienia.
Mimo to, jak przyznają eksperci, szczury szybko adaptują się do działań urzędników i uczą się omijać pułapki i zagrożenia.
Inne miasta z problemem szczurów
Choć Wrocław wydaje się być epicentrum medialnych doniesień, jak już pisaliśmy wyżej, problem nie ogranicza się tylko do niego, a występuje w innych miastach. W Warszawie największy problem ze szczurami jest na Starówce i Starej Pradze. Miasto wprowadziło obowiązkową deratyzację w określonych miesiącach (m.in. kwiecień, maj, listopad, grudzień). Z kolei kilka miesięcy temu lokalne media w Poznaniu pisały, że na tamtejsze szczury miały wdziewać się do mieszkań na Jeżycach przez toalety i systemy kanalizacyjne. Od gryzoni roi się na targowiskach, a nawet w szkołach. Obowiązkowa deratyzacja przeprowadzana jest w kwietniu i październiku. W Krakowie od szczurów roi się przede wszystkim na południu miasta w okolicach Bieżanowa, a w Gdańsku, oprócz terenów portowych, we Wrzeszczu i na Siedlnacach.
Dlaczego szczurów jest tak dużo?
Eksperci wskazują na kilka przyczyn rosnącej populacji gryzoni. Po pierwsze brak skutecznego systemu zarządzania deratyzacją – choć deratyzacja jest prowadzona, nie ma jednolitego, kompleksowego programu dla większych miast. Namnażaniu insektów sprzyja też infrastruktura miejska – sieci kanalizacyjne, stare budynki i kontenery na śmieci stanowią idealne siedliska i źródła pożywienia dla szczurów, co z kolei wpływa na dużą rozrodczość gryzoni.
Problemem jest też nieodpowiedzialność mieszkańców. Lokatorzy bloków i kamienic często nie dbają o porządek i czystość wokół wiat śmietnikowych, co sprawia, że gryzonie mają ułatwiony dostęp do pożywienia. Marnujemy ogromne ilości jedzenia, które trafia na śmietnik, gdzie staję się pokarmem dla gryzoni.
Ryzyko dla zdrowia
Obecność szczurów to nie tylko problem estetyczny, lecz także zdrowotny. Gryzonie mogą przenosić choroby, takie jak leptospiroza, czyli krętkowica, która prowadzi do uszkodzenia wątroby czy nerek. W badaniach epidemiologicznych odnotowano, że odsetek szczur zakażonych krętkami z rodzaju Leptospira, w niektórych miastach sięga kilkudziesięciu procent. Szczury mogą przenosić też inne bakterie i pasożyty.
Co mogą zrobić mieszkańcy i władze?
Regularna deratyzacja – zarówno mieszkańcy, jak i wspólnoty mieszkaniowe muszą bardziej systematycznie przeprowadzać zabiegi deratyzacyjne.
Zabezpieczanie odpadów – zamykanie pojemników na śmieci, stosowanie szczelnych kontenerów, unikanie wyrzucania resztek jedzenia w sposób, który przyciąga gryzonie.
Edukacja – uświadamianie mieszkańców, że szczury to problem nie tylko sąsiadów, lecz całego osiedla czy dzielnicy. Wspólne działania mogą przynieść lepszy efekt niż działania pojedynczych osób.
Wsparcie instytucjonalne – miasta mogą inwestować w nowoczesne kontenery, częstsze kontrole Sanepidu czy lepsze regulacje prawne, by zmusić wspólnoty do działania.
To, co na pierwszy rzut oka może brzmieć jak sensacyjny nagłówek („ulica szczurów”) – we Wrocławiu – jest symptomem znacznie poważniejszego problemu, który dotyka wiele polskich miast. Miliony gryzoni, trudności w ich kontroli oraz ryzyko zdrowotne wymagają skoordynowanych działań samych mieszkańców, zarządców nieruchomości na władzach lokalnych kończąc.
źr. wPolsce24 za fakt.pl, epibaza.pzh.gov.pl, wp.pl, głoswielkopolski.pl











