Piękny "ekologizm" samorządowców z Koalicji Obywatelskiej. Strefa Czystego Transportu tuż-tuż, a kluczowy system wciąż nie działa

Trudno nie zauważyć, że krakowski ratusz, kierowany przez prezydenta Aleksandra Miszalskiego (KO), kompletnie nie radzi sobie z najważniejszą reformą miejską ostatnich lat. Najpierw SCT zaplanowano na… polach i terenach rolniczych, a teraz – gdy od 1 stycznia 2026 r. ma zacząć obowiązywać – okazuje się, że nawet podstawowy element systemu nie został przygotowany.
Strefa Czystego Transportu – projekt po poprawkach i… po kolejnych wpadkach
Po tym, jak Wojewódzki Sąd Administracyjny zmiażdżył pierwotny projekt SCT, władze miasta przesunęły termin jej wprowadzenia i znacząco zmieniły zasady. Ostatecznie strefa obejmie obszar wyznaczony przez tzw. IV obwodnicę – w praktyce wyłączając głównie pola, magazyny i okolice o luźnej zabudowie, choć w przekazie ratusza padło, że „duża część miasta” nie będzie objęta regulacją.
Sama SCT w Krakowie będzie jedną z najbardziej restrykcyjnych w Polsce i dopuści ruch samochodów benzynowych spełniających minimum normę Euro 4 (wyprodukowane od 2005 r.) oraz auta z silnikami diesla spełniającymi minimum normę Euro 6 (od 2014 r.). To znacznie bardziej surowe zasady niż w Warszawie.
Rejestracja niezbędna dla 100 tys. kierowców – a system nie istnieje
Urzędnicy przygotowali stronę sct.krakow.pl, przez którą mieszkańcy mieli zgłaszać pojazdy niespełniające wymogów, ale uprawnione do wjazdu. Problem? Strona wciąż… nie działa.

Przekierowuje jedynie do komunikatu ZDMK, że system jest „w trakcie przygotowywania”. Tymczasem czasu praktycznie nie ma – jeśli 100 tys. osób spróbuje rejestrować się naraz tuż przed Nowym Rokiem, nastąpi paraliż.
ZDMK zapewnia, że „częściowe uruchomienie” nastąpi 8 grudnia. Ale tylko w zakresie rejestracji mieszkańców. Reszta funkcji – np. zgłoszenia związane z wizytami u lekarza – dopiero „na przełomie grudnia i stycznia”. Czyli już po wejściu SCT w życie.
900 tysięcy złotych i dwa lata przygotowań. I nadal nic
Przetarg na system został rozstrzygnięty w listopadzie 2023 r. – jeszcze za poprzednich władz miasta. Kosztował ponad 900 tys. zł. Mimo tego do dziś nie wiadomo, czy Kraków w ogóle wdraża to rozwiązanie, czy powstała jakaś nowa, prowizoryczna wersja systemu. Tak czy inaczej – z perspektywy mieszkańców efekt jest identyczny: po dwóch latach przygotowań systemu nadal nie ma.
Płatny wjazd i kontrole kamerami
Dla osób, które nie spełniają norm, a nie są mieszkańcami ani pacjentami placówek medycznych, przewidziano płatny wjazd na teren SCT. Oto cennik:
• 2,50 zł / godz.
• 5 zł / dzień w 2026 r.
• 15 zł / dzień od 2027 r.
• abonament miesięczny: 100 zł (2026) → 250 zł (2027) → 500 zł (2028)
Naruszenie zakazu: 500 zł mandatu. Kontrole ma prowadzić 135 dotychczasowych kamer, które uzupełni 35 nowych oraz patrole straży miejskiej.
Kontrowersje i zbliżająca się rozprawa w WSA
Przeciwnicy podkreślają, że SCT dyskryminuje osoby spoza miasta i mniej zamożne, utrudnia dostęp do placówek medycznych i edukacji, opiera się na jednym punkcie pomiarowym – słynnej stacji przy al. Krasińskiego.
Skargi na uchwałę trafiły do WSA – m.in. od posła Andrzeja Adamczyka oraz wojewody małopolskiego. Rozprawa odbędzie się 14 stycznia 2026 r.
Wnioski? Kraków wchodzi w SCT w chaosie
Władze miasta miały dwa lata na wdrożenie systemu. A na niecały miesiąc przed startem SCT nie działa podstawowa funkcjonalność, od której zależą dziesiątki tysięcy mieszkańców. Jeśli w najbliższych dniach nie wydarzy się cud, 1 stycznia 2026 r. Kraków może stanąć w obliczu transportowego chaosu – z winy ratusza, który zwyczajnie nie przygotował się do wdrożenia własnej reformy.
źr. wPolsce24 za interia.pl











