Hołownia wściekły. Mówi o końcu koalicji i stawia mocny warunek Tuskowi

Marszałek Sejmu zapowiedział, że 13 listopada złoży rezygnację ze stanowiska. Ale — jak dodał — stanie się to tylko pod jednym warunkiem: jeśli Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz do tego czasu zostanie wicepremierem.
To warunek, który może okazać się trudny do spełnienia. Donald Tusk, jak wiadomo, nie przepada za Pełczyńską-Nałęcz — co od miesięcy jest tajemnicą poliszynela w kuluarach koalicji. Sam Włodzimierz Czarzasty nie krył zaskoczenia pomysłem Hołowni.
– Znamy umowę koalicyjną, znamy terminy. Jeśli pan Hołownia chce cokolwiek wnosić w tej sprawie, to powinien zwołać koalicję. Powinniśmy o tym porozmawiać – powiedział wicemarszałek Sejmu, dodając, że nie widzi w tym „wielkich emocji”.
Pełczyńska-Nałęcz, która jest faworytką do przejęcia kierownictwa Polski 2050, zapewnia, że partia „będzie trwać mimo wszystkich prognoz o rozpadzie”.
– Słyszałam, że mamy się rozpaść jeszcze zanim wygraliśmy wybory. Wszyscy wieszczą nam koniec, a my jesteśmy i będziemy trwali – mówiła w rozmowie z Tomaszem Terlikowskim na antenie RMF FM.
Tymczasem Hołownia, pytany o doniesienia RMF FM o możliwych transferach posłów, reaguje ostro: – Większej głupoty w życiu nie słyszałem. Nie ma ani jednej osoby, która rozważałaby odejście z Polski 2050 – przekonywał.
Jednocześnie dodał słowa, które w koalicji zabrzmiały jak polityczne ostrzeżenie:
– Gdyby ktoś zaczął podbierać posłów, to chyba oczywiste, że to koniec koalicji.
Według jego relacji, w umowie między partnerami zapisano zasadę, że żadne ugrupowanie nie „podkrada” sobie posłów. – To byłoby przekroczenie czerwonej linii – stwierdził Hołownia.
Jeśli Hołownia rzeczywiście zrealizuje swoje ultimatum, a Tusk nie zgodzi się na awans Pełczyńskiej-Nałęcz, to listopad może przynieść pierwszy poważny wstrząs w koalicji 13 grudnia.
źr. wPolsce24 za radiozet.pl/rmf24.pl