Zanim Uznański-Wiśniewski wyruszył na orbitę, w kosmos poleciały ceny czereśni

W 2025 roku sezon czereśniowy wszedł w tryb ekskluzywny. Zanim zdążyły na dobre zająć miejsce w skrzynkach na bazarze, ich cena zaczęła przypominać stawki z katalogów jubilerskich. 40, 50, a nawet 65 złotych za kilogram – nie za diamenty, tylko za czereśnie.
Na warszawskim rynku hurtowym pojawiły się pierwsze dostawy z Hiszpanii i Włoch – bo jak wiadomo, prawdziwy smak polskiego lata najlepiej smakuje po włosku. Ceny? Kosmiczne. Rodzime czereśnie też już się pojawiają, ale taniej niż 40 zł/kg raczej nie uświadczysz. A to dopiero początek sezonu.
Dlaczego aż tak drogo? Tu wchodzą klasyczne plot twisty rolniczego dramatu: przymrozki, zdziesiątkowane sady, rosnące koszty nawozów, paliwa i pracy. Do tego dochodzi inflacja i drogi transport – import, choćby z południa Europy, kosztuje więcej niż dostarczenie paczki z Marsa.
W niektórych sadach straty sięgają 80 procent. Rolnicy patrzą na puste gałęzie i liczą straty, sprzedawcy liczą klientów, których ubywa, a konsumenci patrzą na ceny i odchodzą z owocowym niedosytem. Bo za 65 zł można zjeść pizzę z truflami. Albo przez chwilę trzymać w ręku kilogram czereśni. Wybór należy do ciebie.
Nie tylko w Polsce czereśnie cenowo są nieosiągalne dla każdego. W Bułgarii po przymrozkach czereśni praktycznie nie ma – dlatego Grecy eksportują swoje po 24,5 euro za kilo. W Hiszpanii – uwaga – ceny spadły z 75 do 35 euro za kilo. Promocja sezonu! We Włoszech jest „tanio”: detalicznie 6–10 euro/kg.
Czereśnie w 2025 roku to nie owoc – to symbol. Symbol naszej tęsknoty za normalnym latem, w którym można było kupić kilogram na targu i zjeść w drodze do domu, bez myślenia o planie ratalnym. Teraz? Trzeba kalkulować, czy bardziej opłaca się zatankować auto, czy kupić ćwiartkę czereśni.
źr. wPolsce24 za polsatnews.pl