Torysi wybierają nowego lidera. Poprzednie głosowanie przyniosło szokujący wynik
Ostatnie wybory parlamentarne w Wielkiej Brytanii miały miejsce 4 lipca. Wszyscy spodziewali się, że po 14 latach u władzy Torysi je przegrają. Mało kto przewidział jednak skalę ich porażki. Po podliczeniu wyników okazało się, że stracili aż 251 miejsc i zostało im zaledwie 121 posłów. Laburzyści zdobyli natomiast aż 211 dodatkowych miejsc i mają obecnie bardzo komfortową większość 411 posłów w liczącej 650 członków Izbie Gmin. Dzień po wyborach były premier Rishi Sunak ogłosił, że rezygnuje ze stanowiska przywódcy partii.
Skomplikowany system wyborczy
Proces wyboru nowego lidera jest ustalany przez samą partię. Tym razem różnił się nieco od poprzednich, bo partia chciała mieć to jak najszybciej z głowy. W wyborach przewodniczącego mogą brać udział wyłącznie obecni posłowie partii. Każdy kandydat musiał być zaproponowany przez innego posła i zdobyć poparcie co najmniej dziewięciu innych. Następnie posłowie odbyli dwa głosowania, 4 i 10 września, w których ograniczyli liczbę kandydatów do czterech. Ta czwórka namawiała do swojej kandydatury na partyjnej konferencji, która miała miejsce między 29 września i 2 października. Po niej odbyły się kolejne dwa głosowania, 8 i 9 października, podczas których wybrano dwóch finalistów.
O tym, kto ostatecznie zwycięży, zdecydują teraz szeregowi członkowie partii. Głosowanie zakończy się 31 października. Mogą w nim wziął udział wyłącznie osoby, które w momencie jego rozpoczęcia były członkami partii od co najmniej 90 dni. Głosowanie potrwa do 31 października. Jeżeli któryś z kandydatów wycofa się w trakcie wyborów, to ten drugi zostanie automatycznie zwycięzcą. Jeśli do tego nie dojdzie, to nazwisko zwycięzcy zostanie ogłoszone 2 listopada.
Faworyt już odpadł
Ostatnie głosowanie w parlamencie, do którego doszło w środę, przyniosło ze sobą ogromną niespodziankę. Dotychczasowym faworytem do zostania nowym liderem Torysów był bowiem James Cleverly, który jest posłem od 2015 roku, a w poprzednich rządach był ministrem edukacji, spraw zagranicznych i spraw wewnętrznych. Kiedy jednak odczytano jego wyniki, okazało się, że zabrakło mu dwóch głosów ze 120, by przejść do finału. Zamiast tego partyjni działacze wybiorą między byłą minister ds. kobiet i równouprawnienia i minister handlu Kemi Badenoch i byłym ministrem społeczności i samorządów lokalnych Robertem Jenrickiem.
Ta decyzja posłów zaskoczyła wielu komentatorów. W powszechnej opinii to właśnie Cleverly wypadł bowiem najlepiej na partyjnej konferencji. W przedostatnim głosowaniu zdobył najwięcej głosów z wszystkich kandydatów, zabrakło mu tylko jednego, by mieć gwarantowany finał. Jego zwycięstwo obstawiali też bukmacherzy. Wszyscy spodziewali się, że to właśnie on zmierzy się w finale z Badenoch.
Spisek czy nieudolność?
Taki niespodziewany wynik sprawił, że wielu komentatorów zaczęło podejrzewać, że jego powodem były zakulisowe rozgrywki, które wymknęły się spod kontroli. Spekulowano, że obozy innych kandydatów „pożyczyły” we wtorek swoje głosy Cleverly'emu, by z wyścigu odpadł poseł Tom Tugendhat. Inni podejrzewali, że to Cleverly poprosił swoich zwolenników, by głosowali na Jenrick, bo uznał, że będzie mu z nią łatwiej wygrać, niż z bardziej charyzmatycznym Badenochiem.
Korespondent polityczny dziennika Guardian Peter Walker ma jednak inną teorię. Jego zdaniem nie był to żaden spisek, a zwykła pomyłka. Uważa, że wielu posłów zagłosowało strategicznie, by pomóc swojemu kandydatowi, ale nie wiedzieli, że inni też chcą to zrobić. Zwrócił uwagę, że spodziewano się, że większość z 20 posłów, którzy zagłosowali we wtorek na Tugendhata poprze Cleverly'ego, który ma zbliżone poglądy polityczne. Jeden z nich powiedział jednak mediom, że zamiast tego poprze Badenoch, bo bardzo nie lubi Jenricka i uznał, że w ten sposób będzie można go wyeliminować. Biorąc pod uwagę, że w głosowaniu brało udział zaledwie 120 posłów – Sunak, który też jest posłem, nie brał w nim udziału – garstka takich posłów wystarczyła, by wpłynąć na ostateczny wynik wyborów.
Torysi skręcą w prawo
Dla samych Brytyjczyków oznacza to, że niezależnie od tego, kto okaże się zwycięzcą, partia skręci teraz w prawo. Cleverly to typowy centrysta, a jego przywództwo nie różniło by się znacząco od przywództwa Sunaka. Jenrick i Badenoch to przedstawiciele prawego skrzydła tej partii. Wszyscy spodziewają się teraz, że Jenrick oprze swoją kampanię głównie na planie ograniczenia imigracji, ze szczególnym uwzględnieniem wyjścia z Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Badenoch zapewne będzie przekonywać, że fakt, że w „cywilu” jest inżynierem, pomoże jej znaleźć rozwiązanie trapiących Wielką Brytanię problemów. W przeszłości pokazała jednak wielokrotnie, że uwielbia brać udział w wojnie kulturowej z lewicą.
Pytaniem pozostaje to, jak na nowego przywódcę zareagują wyborcy Torysów. Laburzyści w ostatnich wyborach wyprzedzili tę partię aż o 10%, ale pierwsze sto dni nowego rządu Starmera nie jest łatwe, a sondaże pokazują, że ta przewaga już niemal całkiem stopniała. Bardziej ideowy przywódca może sprawić, że Torysi odzyskają część elektoratu, który stracili na rzecz Reform, nowej partii Nigela Farage'a. Z drugiej strony może też sprawić, że część bardziej centrowego elektoratu odpłynie do Liberalnych Demokratów. Czy większe będą zyski, czy straty, pokaże dopiero czas i następne sondaże.
źr. wPolsce24.tv za Guardian