Szef WHO niemal zginął w izraelskim nalocie
Znaczna część Jemenu, łącznie z Saną, stolicą tego państwa, jest pod kontrolą ruchu Huti. Od kilku dni Huti atakują Izrael przy pomocy rakiet. Ostatnią odpalili w nocy z czwartku na piątek, ale Siły Obronne Izraela (IDF) twierdzą, że została zestrzelona zanim dotarła do ich kraju. W weekend jedna z rakiet z Jemenu trafiła w plac zabaw w Tel Awiwie, 16 osób odniosło rany.
Izrael odpowiedział na ataki
Premier Izraela Binjamin Netanjahu powiedział w przemówieniu, że Huti nauczą się tego samego, czego nauczył się Hamas, Hezbollah, reżym Asada i inni. Dzień później izraelskie lotnictwo dokonało nalotów na lotnisko międzynarodowe w Sanie i porty w Hodeidzie, Al-Salif i Ras Qantib, a także na elektrownie. Izraelczycy twierdz, że celem tych ataków była infrastruktura, którą Huti używają do szmuglowania broni z Iranu.
Niewiele brakło
Szef WHO ujawnił, że sam niemal zginął w nalocie na lotnisko w Sanie. Napisał na Twitterze, że nalot miał miejsce, gdy wraz z delegacją WHO szykował się do odlotu z kraju. W trakcie nalotu doszło do uszkodzenia pasa startowego, wieży i hali odlotów, a eksplozje miały mieć miejsce kilka metrów od miejsca, w którym stali. Przedstawicielom tej organizacji ostatecznie nic się nie stało, ale obrażenia odniósł członek załogi ich samolotu, został przewieziony do szpitala.
Ghebreyesus poinformował, że delegacja WHO zostanie w Jemenie do czasu naprawy lotniska. Sekretarz generalny ONZ Antonio Guterres potępił eskalację w konflikcie między Huti i Izraelem i stwierdził, że czwartkowe ataki były szczególnie niepokojące. Rząd Izraela powiedział agencji AP, że nie miał pojęcia, że w Jemenie przebywa delegacja WHO.
źr. wPolsce24 za AP