Samolot wojskowy wpadł do morza. Wiózł pacjentów do szpitala

Katastrofa miała miejsce w poniedziałek ok. 15:15 czasu lokalnego. Dwusilnikowy samolot turbośmigłowy Beechraft King Air, który należał do meksykańskiej marynarki wojennej, z nieznanych na razie przyczyn rozbił się o wody zatoki Galveston w Teksasie.
Meksykańska marynarka poinformowała, że na jego pokładzie było osiem osób – czteroosobowa załoga i czterech cywili. Lokalny szeryf Jimmy Fullen powiedział stacji KPRC, że maszyna transportowała ofiary poparzeń do szpitala w Galveston. Meksykańska marynarka poinformowała, że jego misja była wykonywana w koordynacji z fundacją Michou i Mau. CNN informuje, że ta fundacja zajmuje się transportem medycznym poparzonych dzieci do szpitala pediatrycznego Shriners w Galveston.
CNN informuje, że w katastrofie zginęło co najmniej pięć osób, w tym 2-letnie dziecko. Dwie osoby przeżyły, ale nie ujawniono ich stanu. Jedna z nich, kobieta, zawdzięcza życie lokalnemu mieszkańcowi, który zanurkował do wraku i ją wyciągnął. W rozmowie z CNN wyjaśnił, że przeżyła, bo pod sufitem samolotu znajdowała się bańka powietrza, więc mogła oddychać. Zanurkował raz jeszcze i wyciągnął kolejną osobę, ale ona już nie żyła. Jedna osoba nadal jest poszukiwana.
Przyczyny katastrofy na razie są nieznane. Straż Przybrzeżna poinformowała w oświadczeniu, że śledztwo w tej sprawie już się rozpoczęło. Teksański Departament Bezpieczeństwa poinformował, że na miejscu pomagają już eksperci z Narodowej Rady Bezpieczeństwa Transportu i Federalnej Administracji Lotnictwa. Billy Howell, pracownik pobliskiego sklepu wędkarskiego, powiedział dziennikarzom, że w momencie wypadku mgła znacznie ograniczała widoczność. Dodał, że w tej okolicy mgła może się podnieść niespodziewanie w ciągu kilku minut.
źr. wPolsce24 za CNN











