Republikanie zachowają większość w Izbie Reprezentantów
W tegorocznych wyborach Amerykanie wybierali nie tylko prezydenta, ale także jedną trzecią Senatu i całą Izbę Reprezentantów. Jednak o ile w wypadku dwóch pierwszych szybko było wiadomo, że prawica zwyciężyła, o tyle na wyniki wyborów do Izby przyszło nam poczekać. Dopiero w środę Republikanie mogli być pewni, że zachowają w niej większość.
Mają większość
Na chwilę obecną Republikanie są pewni, że udało im się zachować 218 miejsc, co daje im większość jednego głosu. Demokraci są pewni co najmniej 208. W wypadku dziewięciu okręgów nadal nie policzono głosów na tyle, by można było stwierdzić, kto wygrał. W pięciu z nich Demokraci mają przewagę i raczej jej nie stracą. W dwóch kolejnych przewagę mają Republikanie. W ostatnich dwóch, w Kalifornii, Republikanie prowadzą, ale ich przewaga szybko maleje, więc nie wiadomo, czy uda im się wygrać.
Tym samym wszystko wskazuje, że ostateczny wynik będzie bardzo podobny do tego z poprzednich wyborów, po którym Republikanie mieli większość 221 do 214. Nie oznacza to jednak, że nie zaszły zmiany. Republikanie zajmą siedem miejsc, które zajmowali dotychczas Demokraci, a sami stracą sześć. W wypadku pięciu takich miejsc powodem są zmiany okręgów wyborczych. Zwykle w USA zmienia się je co dziesięć lat, po każdym spisie powszechnym, ale w niektórych wypadkach sądy wstrzymały zmiany w 2020 roku, więc dokonano ich dopiero przed tymi wyborami. W Nowym Jorku granice okręgów nie uległy drastycznym zmianom, ale wygląda na to, że sukces prawicy w 2020 roku był tam jednak anomalią i Demokratom udało się odbić swoją twierdzę. Republikanie zdobyli za to dwa miejsca w Pensylwanii i jedno w Michigan – stanach, w których Trumpowi poszło lepiej, niż przewidywano.
Co ciekawe, w wypadku tych wyborów sondaże okazały się być dużo trafniejsze, niż w wypadku wyborów prezydenckich. Większość okręgów, które uznawano za prorepublikańskie, poszła w ręce prawicy, a prodemokratyczne zagłosowały na Demokratów. W wypadku okręgów, w których wyniki były zbliżone do siebie, Demokraci zdobyli dwa razy więcej miejsc niż Republikanie. Wyjątki były nieliczne – Republikanom udało się zdobyć miejsca w Kolorado, Nebrasce i dwa w Pensylwanii, chociaż sondaże wskazywały na zwycięstwo lewicy.
Trump ma pełnię władzy - na razie
Taki wynik to świetna wiadomość dla Donalda Trumpa. Ma to związek z tym, jak działa amerykański proces legislacyjny. Aby jakaś ustawa stała się prawem, musi być przyjęta zarówno przez Izbę, jak i Senat, a potem podpisana przez prezydenta. Zarówno republikańscy kongresmani, jak i senatorzy już od miesięcy pracują nad ustawami będącymi realizacją jego programu wyborczego, by móc je przyjąć w ciągu pierwszych stu dni.
Z drugiej strony tak mała większość oznacza, że rządzenie nie będzie dla nich komfortowe. Każda ustawa będzie bowiem wymagała albo jednomyślności na prawicy, albo poparcia Demokratów. Już poprzednia kadencja pokazała, że nie jest o to łatwo, a relatywnie niewielka grupa skrajnie prawicowych kongresmanów miała wtedy ogromny wpływ na resztę partii. Z drugiej strony partia, która aktualnie rządzi, zwykle jest bardziej zgodna niż partia, która jest w opozycji. Tym bardziej, że Trump w przeszłości już kilka razy pomógł zakończyć kariery republikańskich polityków, z którymi się nie zgadzał lub którzy mu podpadli.
Jeśli jednak prezydent-elekt chce wprowadzić znaczące reformy, to musi się z tym pospieszyć. Dotychczasowa praktyka pokazuje bowiem, że sytuacja, w której jedna partia rządzi Białym Domem, Izbą i Senatem – tzw. trifecta – nie trwa długo. Od 1981 roku wszyscy prezydenci, którzy zaczynali kadencję z trifectą, tracili ją podczas tzw. midterms, czyli wyborów przypadających na połowę kadencji. Jeżeli ta sytuacja znów będzie miała miejsce i Demokraci odbiją Izbę w 2026, to raczej nie pozwolą mu na wprowadzenie jakiejkolwiek prawicowej ustawy, tak jak Republikanie blokowali większość inicjatyw Bidena.
źr. wPolsce24 za ABC News