Zamieszkaj w raju i jeszcze na tym zarób – Sardynia płaci do 45 tysięcy euro za przeprowadzkę

Choć Sardynia przyciąga miliony turystów, lokalni mieszkańcy znikają w szybkim tempie. Populacja wyspy spadła z 1,64 mln do 1,57 mln w ciągu trzech dekad, a połowa ludzi mieszka dziś tylko w dwóch największych miastach.
W małych miasteczkach i wsiach – takich jak Baradili, gdzie żyje zaledwie 76 osób – życie praktycznie zamarło. Jak mówi tamtejsza burmistrz: Ostatnie dziecko urodziło się u nas 10 lat temu.
Średni wskaźnik dzietności na Sardynii wynosi zaledwie 0,91, podczas gdy dla utrzymania populacji potrzeba co najmniej 2,1. To najniższy wynik w całych Włoszech, a nawet jeden z najgorszych w Europie.
Co oferują nowym mieszkańcom gospodarze raju?
Aby przyciągnąć nowych osadników, władze Sardynii przygotowały pakiet zachęt finansowych, które można łączyć ze sobą. Oto szczegóły:
Do 15 000 euro – na zakup lub remont domu w miejscowości liczącej mniej niż 3 tys. mieszkańców.
Do 20 000 euro – dla tych, którzy zdecydują się otworzyć lokalny biznes i stworzyć miejsca pracy.
600 euro miesięcznie – dla rodziców pierwszego dziecka, wypłacane aż do ukończenia 5. roku życia.
400 euro miesięcznie – na każde kolejne dziecko, również do 5. roku życia.
To nie wszystko. Niektóre gminy, jak Baradili, oferują dodatkowy bonus w wysokości 10 000 euro, aby jeszcze bardziej zachęcić do przeprowadzki.
W sumie więc nowa rodzina może uzyskać nawet ponad 45 000 euro wsparcia – nie licząc ulg lokalnych i preferencji podatkowych.
Domy za 1 euro
Równolegle działają też spektakularne lokalne inicjatywy, jak w górskiej miejscowości Ollolai, która zasłynęła ze sprzedaży opuszczonych domów za 1 euro.
Od 2016 roku ponad 100 tysięcy osób z całego świata zgłosiło chęć zakupu takiej nieruchomości. Warunek jest prosty – trzeba ją wyremontować i zamieszkać na miejscu. I to już dla wielu chętnych okazuje się barierą nie do przeskoczenie. Do tej pory udało się sprowadzić tylko kilka rodzin, władze nie ustają w walce. „Ollolai nie umrze tak łatwo” – zapewnia burmistrz Francesco Columbu.
Życie w raju ma swoją cenę
Na Sardynii łatwo o spokój, ale trudno o usługi – szkoły, szpitale czy duże sklepy bywają oddalone nawet o 30 kilometrów od wiosek. Dlatego władze w Rzymie przyznały wprost w swoim „Narodowym Planie dla Obszarów Wewnętrznych”, że niektóre miejscowości „mogą już tylko łagodnie się starzeć”.
Ta brutalna szczerość wywołała oburzenie – nawet 140 duchownych Kościoła katolickiego potępiło dokument, nazywając go „planem na szczęśliwą śmierć włoskich wsi”.
Nowi mieszkańcy z całego świata
Nie wszyscy jednak się poddają. Hiszpan Ivo Rovira zakochał się w Sardynii i kupił dom w wiosce Armungia (400 mieszkańców), gdzie z żoną otworzył małą restaurację.
Australijka Bianca Fontana przeniosła się do miasteczka Nulvi (2 500 osób), gdzie kupiła dom w dwa tygodnie i prowadzi kanał na YouTube o życiu w sardyńskiej wiosce.
Z kolei Marcello Contu, rodowity Sardyńczyk, który wrócił po latach z Barcelony, założył w wiosce Bidoni (120 mieszkańców) manufakturę serów wegańskich, które dziś sprzedaje w całych Włoszech.
Raj dla tych, którzy szukają prostego życia
Sardynia kusi nie tylko dopłatami, ale i stylem życia. Jak mówi jeden z mieszkańców Armungii: „Żyjemy w tak małej wiosce, że jeśli sobie nie pomagamy, to jesteśmy martwi.”
źr. wPolsce24 za politico.eu