Prezydent Korei Południowej nie będzie chroniony przez swoją partię. Głowa państwa tłumaczy się ze stanu wojennego
3 grudnia prezydent Korei Południowej ogłosił wprowadzenie stanu wojennego. Niedługo po decyzji głowy państwa Zgromadzenie Narodowe zdołało cofnąć ją w drodze głosowania. Oprócz tego posiadająca 192 z 300 mandatów opozycja domagała się impeachmentu Yoona. Do tego jednak nie doszło, ponieważ część parlamentarzystów Partii Władzy Ludowej, z której wywodzi się prezydent, zbojkotowała głosowanie. Partia opozycyjna nie zamierza odpuścić i jak zapowiedziała, co tydzień będzie składać kolejne wnioski o usunięcie Yoona z urzędu.
Kolejny wniosek ma być rozpatrywany przez Zgromadzenie Narodowe w sobotę. Jednak tym razem głosowanie może mieć inny finał. Lider Partii Władzy Ludowej, Han Dong-hoon zapowiedział, że jeśli Yoon Suk Yeol sam nie ustąpi ze stanowiska, powinien zostać odwołany. Ugrupowanie wydało specjalne oświadczenie, w którym poinformowało, że próby nakłonienia prezydenta do rezygnacji z zajmowanej funkcji nie przyniosły oczekiwanego skutku.
Śledztwo w toku
To niejedyny kłopot prezydenta Korei Południowej. Obecnie toczy się śledztwo dotyczące wzniecania rebelii. Do sprawy zostali zatrzymani komendant główny policji oraz były minister obrony Kim Young-hyun, który miał być inicjatorem wprowadzenia stanu wojennego. Zdaniem lidera Partii Władzy Ludowej, najnowsze wystąpienie prezydenta było „przyznaniem się do rebelii”.
Prezydent tłumaczy swoją decyzję
Przemówienie, które komentował polityk, było transmitowane przez południowokoreańską telewizję. Głowa państwa nazwała swoich przeciwników politycznych „siłami antypaństwowymi”, a celem wprowadzenia stanu wojennego była jego zdaniem „obrona demokracji”. Yoon nazwał swoją decyzję „legalnym posunięciem”. Prezydent zapewnił, że w ten sposób chciał pokazać opozycyjny spisek, który ma prowadzić do „całkowitego zniszczenia kraju i upadku sojuszu z USA”.
Według prezydenta w wyniki ostatnich wyborów parlamentarnych ingerowała Korea Północna. Prezydent poinformował, że hakerzy z sąsiedniego kraju w 2023 roku włamali się do systemu Krajowej Komisji Wyborczej i miało to wpływ na wyniki przegranych przez jego ugrupowanie wyborów parlamentarnych w kwietniu 2024 roku.
Innego zdania jest Krajowa Komisja Wyborcza, która zaprzecza słowom prezydenta. Zapewniono, że kontaktowano się z Narodową Służbą Wywiadu, która oceniła, że szansa na wpływanie obcych sił na wyniki wyborów „praktycznie nie istnieje”.
Los prezydenta w rękach parlamentarzystów
W sobotę ma odbyć się głosowanie w sprawie impeachmentu prezydenta Korei Południowej. Jeśli parlament przyjmie wniosek, Yoon zostanie zawieszony w pełnieniu obowiązków. Następnie zajmie się nim Sąd Konstytucyjny, który będzie miał maksymalnie sześć miesięcy, żeby ocenić czy prezydent złamał prawo.
źr. wPolsce24 za CNN/ rp.pl